ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (140) / 2009

Agnieszka Nęcka-Czapska,

PODWÓJNA GRA

A A A
Ową podwójną grę prowadzi bohater-narrator najnowszej powieści Zbigniewa Kruszyńskiego. „Ostatni raport” – bo taki rzecz ta nosi tytuł – jest bowiem, gdyby pójść tropem podrzuconym na „czwartej stronie” okładki omawianej tu książki, w pierwszej kolejności „bezlitosnym donosem agenta Służby Bezpieczeństwa na samego siebie”. Tym razem mamy przeto do czynienia z bezimiennym bohaterem, absolwentem polonistyki i studentem romanistyki, obdarzonym niezwykłym talentem obserwacji, skłonnościami erotomańskimi oraz umiejętnością łatwego zdobywania ludzkiej sympatii i zaufania. Bohater ów po wielu latach snuje opowieść o swoim życiu, które wypełnione było w znacznej części lawirowaniem między dwoma wrogimi środowiskami. Narrator „Ostatniego raportu” zajmował się bowiem równocześnie pisaniem raportów dla Służby Bezpieczeństwa oraz pełną zaangażowania działalnością opozycyjną w Studenckim Komitecie Solidarności. Będąc bezkarnym (dzięki ochronie SB), śmiało poczynał sobie na gruncie aktywności opozycyjnej (zyskując uznanie „podziemia”). Dostał stypendium w Lozannie, by i tam rozpracowywać niezależny ruch studencki. Współpracował ze szwajcarskimi mediami, imał się drobnych zajęć zarobkowych, w końcu zdefraudował środki pochodzące ze zbiórek i zainwestował je na giełdzie. Gdy jednakże dostał propozycję objęcia asystentury na Uniwersytecie Wrocławskim, powrócił do kraju na kilka miesięcy przed stanem wojennym. Początkowo chciał wprawdzie zerwać kontakty z SB, ale jego starania pozostały bez rezultatu. Po czasie stał się jednak dla „esbeków” bezużyteczny. Jego życie nie zmieniło się nawet wraz z trafieniem do więzienia. Został uwolniony na mocy amnestii i objął szefostwo delegatury UOP-u, a później funkcję ambasadora w Sztokholmie. Na tym wprawdzie urywają się losy bohatera, ale Kruszyński pozostawia subtelną sugestię, dzięki której możemy przeczuwać, że dalsze dzieje owego donosiciela-opozycjonisty potoczyły się pomyślnie, nie zostawiając draśnięć na jego charakterze.

Donos na samego siebie, z jakim mamy do czynienia w „Ostatnim raporcie” Kruszyńskiego, jest zatem donosem szczególnej natury. Narrator nie opowiada swojej historii po to, by usprawiedliwić własne niegdysiejsze wybory w celu uzyskania spokoju sumienia, czy po to, by zadośćuczynić tym, których skrzywdził w przeszłości. Nie pokazuje siebie również jako ofiary, a zatem kogoś, kto denuncjował, bo zmusiły go do tego okoliczności. Autor „Na lądach i morzach” ma – oczywiście – pełną świadomość tego, że postawy w rzeczywistości peerelowskiej determinowane były (ale i nadal są) tzw. chwytami poniżej pasa. Bowiem, jak zauważa bohater omawianej tu prozy, „Kto odmówi kilku niewinnych informacji, jeśli od nich zależy, czy mąż, żona, dziecko, niepotrzebne skreślić, dostaną lekarstwo? Kogo, odnawiając, skreślimy? Kto okaże się niepotrzebny, dziecko, mąż czy żona? Lakoniczne raporty, powtarzające fakty, jakie można znaleźć w aktach paszportowych, są dowodem heroizmu tych ludzi”.

Kruszyński, nieustannie podkreślając relatywizm rzeczywistości, znosi prosty podział na ludzi dobrych i złych, podłych donosicieli i „ofiary systemu”, bohaterów i oportunistów. Zrywa tym samym ze stereotypem pisania o PRL-u. Na próżno szukać w „Ostatnim raporcie” rozterek psychologicznych narratora czy rozdwojenia osobowościowego. Wszak bohater najnowszej powieści autora „Powrotu Aleksandra” nie miewa wątpliwości, nie zajmują go także aspekty moralno-etyczne. W efekcie gorliwie wypełnia swoją „podwójną misję”, przypominając poniekąd żyjącego w dwóch różnych światach schizofrenika. Dzięki inteligencji i nieustannie ćwiczonym umiejętnościom manipulowania innymi udaje mu się prowadzić podwójną grę, staje się mistrzowskim (de)maskatorem. Pisarz nie rozstrzyga dylematu zogniskowanego wokół pytania o to, kim jest bohater jego prozy i jak powinno się oceniać jego postawę (oportunista czy człowiek opętany wewnętrznym przymusem notowania drobiazgowych obserwacji?). Pokazuje natomiast, że nie wszystko jest takie proste, oczywiste i jednoznaczne, jak można by się spodziewać. Przypomina, że u źródeł wyborów, postaw stały – ale i nadal stoją – rozmaite powody. Kreśląc atmosferę Wrocławia tamtych lat (w tym mieście bowiem w przeważającej części umiejscowiona została akcja wydanej właśnie prozy autora „Na lądach i morzach”), Kruszyński diagnozuje szeroko definiowaną współczesność. W konsekwencji powieść ma konstrukcję klamrową. Owej spowiedzi dokonuje dojrzały, pięćdziesięcioletni, dobrze sytuowany człowiek, który powracając do czasów swojej młodości, na nowo konstruuje swój życiorys. Rozpoczyna od chwili, w której wszystko się zaczęło, czyli do pierwszego roku studiów polonistycznych i starań o paszport. „Ma pan dar obserwacji, niech pan obserwuje” – skonstatował oficer, wręczając upragniony dokument pragnącemu zobaczyć „kawałek świata” młodzieńcowi. Obsesja notowania otaczających go detali przeważyła. Od tego momentu wszystko potoczyło się w szybkim tempie, choć w nie tak oczywisty sposób, jak można by się było spodziewać.

Bohater „Ostatniego raportu” – w którego życiorysie tu i ówdzie przebijają się wątki zaczerpnięte z biografii Kruszyńskiego – bardziej niż donosicielem chce być pisarzem. Marzy mu się stworzenie czegoś wielkiego. Być może dlatego właśnie wybrał polonistykę. Pragnął stanąć obok „klasyków” literatury światowej. Nie potrafił jednak – czego możemy się jedynie domyślać – sprostać swoim twórczym ambicjom. Pewnie dlatego bohater „Ostatniego raportu” stwierdził, że „Nawet najznakomitszy, porażający logiką wywód jest niczym w porównaniu z prostym donosem. (…) Sonety Baudelaire’a nie są warte jednej prozaicznej wzmianki kwiaciarki ustawionej na placu Solnym. Nawet jeśli nie zostawię po sobie dzieła wiekopomnego (już zostawiłem), to wiem, że każdy mój przecinek, każda moja kropka sięgnęły celu, sięgnęły i przeszyły na wylot”. Odkrywszy, że słowo ma niezwykłą moc, że daje – przynajmniej iluzoryczną – władzę, stał się jednym z najdokładniejszych archiwistów otaczającego go świata. Pisanie jest ponadto gwarantem poczucia bezpieczeństwa, (pozornego) panowania nad sytuacją. „Co można powiedzieć do tłumu, nawet uważnego? – będzie się zastanawiał – Przemówienia są złą literaturą, a Churchill nie był żadnym pisarzem. Równie dobrze Nobla można by dać głośnikom. Zatęskniłem do swoich notatek, skupionych, bezinteresownych, intymnych, nawiązujących życiodajną jak pępowina więź z czytelnikiem”.

Tytułowy ostatni raport donosiciela-opozycjonisty powstał zatem nie tylko dlatego, by być świadectwem tamtych czasów, ale nade wszystko po to, by być świadectwem tego, kto je spisał. Narrator najświeższej książki Kruszyńskiego wie bowiem, że na podstawie zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej materiałów można sprokurować wersję alternatywną, a zatem odmienną od tej, która wydarzyła się w rzeczywistości czy konkretniej: tej, którą subiektywnie przeżył i zapamiętał spisujący. Można zatem – jak chce Dariusz Nowacki – czytać najnowszą prozę autora „Szkiców historycznych” jako powieść o zmaganiu się ze złudnym przekonaniem o możliwości zapanowania nad światem dzięki słowu zapisanemu. Nikt zatem nie jest bezpieczny, nikt nie może czuć się pewnie, na każdego coś można znaleźć – zdaje się mówić Kruszyński. Tym być może dałoby się wytłumaczyć owo śmiałe igranie z własną biografią.

„Ostatni raport” można również interpretować właśnie jako uogólniającą diagnozę współczesności, pokazującą nieumiejętność (a może raczej: niemożliwość) uwolnienia się od przeszłości, od potrzeby manipulowania faktami, a zatem obrazem świata. Kruszyński nie namawia – co oczywiste – do tego, by wymazać z pamięci tamten tragiczny okres. Przeciwnie. Przypomina jednak – jak sądzę – o umiarze, o rozwadze w wypowiadaniu, zwykle pochopnie formułowanych, ocen, o tym, że pełna wiedza nie jest dostępna, zaś słowo wyrwane z kontekstu jest olbrzymim zagrożeniem. Autorowi „Szwedenkräuter” daleko jednakże do wejścia w rolę moralizatora i to jeden spośród wielu walorów jego najświeższej publikacji.

„Ostatni raport” Kruszyńskiego – jak i jego poprzednie książki – czyta się z wypiekami na twarzy. To proza nieco nostalgiczna, intymna, anegdotyczna, z warto prowadzoną narracją i misternie przemyślaną koncepcją twórczą. To powieść bezlitosna, pełna uroku i grozy zarazem. Skrojona z humorem, ale i zachowaniem odpowiedniego dystansu, dzięki czemu nie można zarzucić pisarzowi poddania się jedynie chęci włączenia się w publiczną debatę na tzw. gorący temat. „Ostatni raport” jest bowiem powieścią wieloznaczną, bezwarunkowo potwierdzającą (po raz kolejny zresztą!) mistrzowską klasę pisarską Zbigniewa Kruszyńskiego.
Zbigniew Kruszyński: „Ostatni raport”. Wydawnictwo Literackie. Kraków 2009.