KOBIECA LIBERTY
A
A
A
Najnowszą książkę Andrzeja Barta czyta się szybko. Rzec by można: nadspodziewanie szybko. Wartka akcja, zmieniające się niczym w kalejdoskopie sceny, umiejętnie stopniowane napięcie to zaledwie kilka zalet „Rewersu”. Dzieje się tak po części dlatego, że „Rewers”, noszący – nie bez kozery – podtytuł „Nowela filmowa”, jest literacko opracowanym scenariuszem, który stał się podstawą obrazu wyreżyserowanego (pod takim samym tytułem) przez Borysa Lankosza. Niejednoznaczność gatunkowa nie przesądza wszakże o wyjątkowości „Rewersu”. Z podobnymi eksperymentami mieliśmy już do czynienia wcześniej. Dość wspomnieć „transakcję wiązaną”, jaką zaoferował nam w przypadku „Senności” Wojciech Kuczok. A jednak, w moim odczuciu, najświeższa rzecz Barta nie podzieli losu propozycji Kuczoka już choćby dlatego, że „Rewers” jest nie tylko historią nieporównywalnie lepiej przemyślaną, ale i narracją zgrabniej opowiedzianą. Po kolei wszakże!
„Rewers” Barta – jak sam tytuł wskazuje – zgodnie z odautorską wykładnią miał być opowieścią przewrotną, taką mianowicie, w której, najoględniej rzecz ujmując, o czasach stalinizmu opowiada się inaczej niż za pomocą schematów martyrologicznych. W konsekwencji autorowi „Fabryki muchołapek” wyszła powieść nieco anachroniczna, momentami groteskowa, ale w zamian za to pozbawiona ambicji demaskatorsko-oskarżycielskich. Oto bowiem najnowsza proza Barta przenosi nas do Warszawy z początku lat pięćdziesiątych. Wywodząca się z dobrej, mieszczańskiej, aptekarskiej rodziny Sabina (w której rozpoznać można Bożenę znaną z „Rien ne va plus”) jest skromną redaktorką zajmującą się działem poetyckim w Domu Wydawniczym „Nowina”, która skrycie podkochuje się w swoim szefie – dyrektorze Barskim, pozuje bratu – socrealistycznemu malarzowi, Arkadkowi – do portretu traktorzystki, oraz wraz z matką i babką słucha wieczorami oper. Dręczy ją myśl o Powstaniu Warszawskim, w którym chciała wziąć udział, ale matka, odebrawszy od jej koleżanki informację o godzinie „W”, podstępnie zamknęła Sabinę i Arkadka w piwnicy, uniemożliwiając im tym samym wzięcie udziału w walce. W powojennej biografii tej wykształconej i egzaltowanej kobiety pojawia się wielu – coraz bardziej komicznych – adoratorów, a wśród nich młody, przystojny amant, który – będąc spełnieniem błagalnych próśb wznoszonych ku niebiosom przez seniorki rodu – okazuje się jednak kimś innym niż wymarzony dla córki i wnuczki mąż. Bronisław – bo tak niedoszłemu panu młodemu na imię – nie tylko pozbawia Sabinę dziewictwa, nie tylko oświadcza się jej, ale także próbuje szantażem nakłonić dziewczynę, by donosiła na swego przełożonego. Finał owej sfingowanej miłości jest – czego można się spodziewać – tragiczny. Sabina uśmierca adoratora i wraz z matką pozbywa się ciała. Jedynym dowodem romansu Sabiny i ubeka staje się dziecko – Marek, na którego po latach Sabina będzie czekała na lotnisku, a który, jak się okaże, wyrośnie na dobrego człowieka.
Tak zarysowana fabuła może – na pierwszy przynajmniej rzut oka – wzbudzać opór i podsuwać uzasadnione pytanie: czy rzeczywiście tak doświadczony pisarz, jakim jest Andrzej Bart, postawił na tak prostą i przewidywalną narrację? Wątpliwość jest tym bardziej zasadna, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że od samego początku autor „Fabryki muchołapek” nie ukrywał, że będzie grał z czytelniczymi przyzwyczajeniami. Może więc i tym razem Historia (tu: okres stalinizmu) stanowić miała pretekst do podjęcia ponadczasowej refleksji na temat kondycji ludzkiej i granic wytrzymałości człowieka w sytuacjach „bez wyjścia”? Wiele wskazuje na to, że ambicje uniwersalizujące znów wzięły górę i Bart skroił coś na kształt przypowieści. W rezultacie najnowsza proza autora „Pociągu do podróży” rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. Sabina, czekając na swojego jedynego syna, który ma przylecieć ze Stanów, wspomina siebie sprzed lat. Marek, który urodził się w dniu nadejścia wiadomości o śmierci Stalina, wyrósł – mimo wszystko! – na dobrze ułożonego, sympatycznego chłopaka, któremu doskwiera właściwie jedno: brak ojca, o którym sądzi, że był zamordowanym przez Urząd Bezpieczeństwa bohaterem podziemia. Nigdy się nie dowie, jaką prawdę skrywa jego matka i jakie znaczenie mogłyby mieć dla niej słowa piosenki Niny Simone: „O Lord, please don’t let me be misunderstood”.
„Rewers” Barta nie opowiada jednak o rozterkach moralnych. Kobieta, która została zmuszona do morderstwa, nie odczuwa wyrzutów sumienia. Wprawdzie początkowo pragnie popełnić samobójstwo, ale chce to raczej zrobić po to, by chronić rodzinę przed represjami UB. Sabina nie zabija się nie dlatego, że nie ma dostatecznie dużo odwagi, by pociągnąć za spust. Ma, ale wybiera drogę trudniejszą: życie. Pozwala więc matce przejąć inicjatywę i zatuszować zbrodnię. Gdy dowiaduje się o ciąży, nie decyduje się także na aborcję. Sabina, nie mając bowiem innego wyjścia, godzi się ze swoim losem. Znów zatem staje do walki o swoją godność. Jest przecież poddana opresji nie tylko ideologicznej, ale i kulturowej. I o tej drugiej, jak sądzę, chciał nade wszystko opowiedzieć Bart. Gdy myśli o ciąży, „Sabinę ogarnia nagła bezradność, która unosi się od żołądka i dotyka głowy falą gorąca. Bezradność, o której dobrze wie, że nie ma przed nią schronienia w łazience”. „Rewers” jest zatem nie tyle narracją o skrzywdzonej, naiwnej kobiecie, której przyszło żyć w „nieludzkich” czasach, ale o opresji, z jaką kobiety mają do czynienia bez względu na zawirowania historyczne. Wszak przypomnijmy, że Sabina zostaje wystawiana nieustannie na pokaz, każe jej się przypodobywać mężczyznom (choćby poprzez zakładanie bluzeczek z większym dekoltem), bowiem normy obyczajowo-kulturowe przypisują jej rolę żony, matki i kochanki. Przed owymi normami nie ma ucieczki. Swoistym symbolem podjęcia walki staje się złota dolarówka, którą dziadek Sabiny dostał na Syberii od Amerykanina handlującego futrami. Ta moneta, na której wygrawerowano napis „Liberty”, powinna być oddana, ale Sabina nie chce się podporządkować dekretowi. „To jakby jego (dziadka – A.N.) szkaplerzyk”, który trzeba ocalić. Codzienne połykanie przez Sabinę owej monety należy traktować właśnie w kategoriach gestu symbolicznego. Sabina połyka „wolność”, gdyż wierzy, że w ten sposób oszuka państwowy nakaz. Dzieje się jednak inaczej. „Myślałaś, że kiszka stolcowa pomoże ci oszukać społeczeństwo?” – zapyta z ironią Bronisław, obnażając tym samym stopień upublicznienia życia prywatnego i odebrania wolności kobietom, które funkcjonują w paradygmacie patriarchalnym. Sabina została wychowana do tego, by być usłużną żoną i dobrą matką, nikim więcej. A jednak w sytuacji zagrożenia znajduje w sobie siłę i nie daje się ubezwłasnowolnić, własną godność stawiając na pierwszym miejscu.
Bart nie zajmuje – podobnie jak w przypadku Rumkowskiego z „Fabryki muchołapek” – wyraźnego stanowiska. Nie potępia postępowania rodziny Sabiny, ale i go nie aprobuje. Zupełnie tak jakby chciał pokazać, że nie wszystko jest biało-czarne, że czyny nie zawsze są jednoznaczne moralnie i że tzw. zwyczajni ludzie bywają heroiczni zawsze wtedy, gdy życie ich do tego zmusi. Sytuujący się na granicy realizmu i symbolizmu „Rewers” pokazuje, że nie ma jednej i jedynej prawdy, że „punkt widzenia” za każdym razem zależy od „punktu siedzenia”, zaś walka o godność może przybierać rozmaite kształty. Może – jak w przypadku poety Marcela Wodzickiego – oznaczać odmowę publikowania lub – jak w przypadku Sabiny – wiązać się z ostatecznością. Najnowsza książka Barta obrazuje ponadto, że człowiek, potrafiąc dostosować się do rzeczywistości, w jakiej przychodzi mu egzystować, wybiera życie w złudzeniach. Z drugiej jednak strony „Rewers” przekonuje, że mimo umiejętności adaptacyjnych potrzebne jest podżyrowanie „szlachetnego kłamstwa”, usprawiedliwienie przed samym sobą swojego postępowania. Zła nie da się tak po prostu zapomnieć. Jego korzenie tkwią w człowieku głęboko, budując – czy tego chcemy, czy nie – naszą tożsamość. Owo zło różnie w Historii bywało nazywane. Tym razem Bart na celownik wziął okres stalinizmu. W efekcie gdzieś w tle powieści pojawia się nędza egzystencji Polski Ludowej, życie w strachu i aresztowania. Ale konsekwencje życia w „państwie politycznym” są zawsze takie same: pozbawienie jednostki intymności. Bart, jak sądzę, chciał ponownie pokazać, że opowieść o uwikłaniu człowieka w zamęty Historii wiąże się z niemożnością oceny obiektywnej. Autor „Rien ne va plus” nie mówi, oczywiście, niczego oryginalnego. Często ważniejsze jest jednak to, co znajduje się pod spodem, co nie jest dostępne na pierwszy rzut oka. Najlepszym dowodem słuszności tego stwierdzenia jest właśnie „Rewers” Andrzeja Barta, który ofiarując Bożenie-Sabinie nową szansę, dał nadzieję na odwrócenie losu i odnalezienie kobiecej liberty.
„Rewers” Barta – jak sam tytuł wskazuje – zgodnie z odautorską wykładnią miał być opowieścią przewrotną, taką mianowicie, w której, najoględniej rzecz ujmując, o czasach stalinizmu opowiada się inaczej niż za pomocą schematów martyrologicznych. W konsekwencji autorowi „Fabryki muchołapek” wyszła powieść nieco anachroniczna, momentami groteskowa, ale w zamian za to pozbawiona ambicji demaskatorsko-oskarżycielskich. Oto bowiem najnowsza proza Barta przenosi nas do Warszawy z początku lat pięćdziesiątych. Wywodząca się z dobrej, mieszczańskiej, aptekarskiej rodziny Sabina (w której rozpoznać można Bożenę znaną z „Rien ne va plus”) jest skromną redaktorką zajmującą się działem poetyckim w Domu Wydawniczym „Nowina”, która skrycie podkochuje się w swoim szefie – dyrektorze Barskim, pozuje bratu – socrealistycznemu malarzowi, Arkadkowi – do portretu traktorzystki, oraz wraz z matką i babką słucha wieczorami oper. Dręczy ją myśl o Powstaniu Warszawskim, w którym chciała wziąć udział, ale matka, odebrawszy od jej koleżanki informację o godzinie „W”, podstępnie zamknęła Sabinę i Arkadka w piwnicy, uniemożliwiając im tym samym wzięcie udziału w walce. W powojennej biografii tej wykształconej i egzaltowanej kobiety pojawia się wielu – coraz bardziej komicznych – adoratorów, a wśród nich młody, przystojny amant, który – będąc spełnieniem błagalnych próśb wznoszonych ku niebiosom przez seniorki rodu – okazuje się jednak kimś innym niż wymarzony dla córki i wnuczki mąż. Bronisław – bo tak niedoszłemu panu młodemu na imię – nie tylko pozbawia Sabinę dziewictwa, nie tylko oświadcza się jej, ale także próbuje szantażem nakłonić dziewczynę, by donosiła na swego przełożonego. Finał owej sfingowanej miłości jest – czego można się spodziewać – tragiczny. Sabina uśmierca adoratora i wraz z matką pozbywa się ciała. Jedynym dowodem romansu Sabiny i ubeka staje się dziecko – Marek, na którego po latach Sabina będzie czekała na lotnisku, a który, jak się okaże, wyrośnie na dobrego człowieka.
Tak zarysowana fabuła może – na pierwszy przynajmniej rzut oka – wzbudzać opór i podsuwać uzasadnione pytanie: czy rzeczywiście tak doświadczony pisarz, jakim jest Andrzej Bart, postawił na tak prostą i przewidywalną narrację? Wątpliwość jest tym bardziej zasadna, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że od samego początku autor „Fabryki muchołapek” nie ukrywał, że będzie grał z czytelniczymi przyzwyczajeniami. Może więc i tym razem Historia (tu: okres stalinizmu) stanowić miała pretekst do podjęcia ponadczasowej refleksji na temat kondycji ludzkiej i granic wytrzymałości człowieka w sytuacjach „bez wyjścia”? Wiele wskazuje na to, że ambicje uniwersalizujące znów wzięły górę i Bart skroił coś na kształt przypowieści. W rezultacie najnowsza proza autora „Pociągu do podróży” rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. Sabina, czekając na swojego jedynego syna, który ma przylecieć ze Stanów, wspomina siebie sprzed lat. Marek, który urodził się w dniu nadejścia wiadomości o śmierci Stalina, wyrósł – mimo wszystko! – na dobrze ułożonego, sympatycznego chłopaka, któremu doskwiera właściwie jedno: brak ojca, o którym sądzi, że był zamordowanym przez Urząd Bezpieczeństwa bohaterem podziemia. Nigdy się nie dowie, jaką prawdę skrywa jego matka i jakie znaczenie mogłyby mieć dla niej słowa piosenki Niny Simone: „O Lord, please don’t let me be misunderstood”.
„Rewers” Barta nie opowiada jednak o rozterkach moralnych. Kobieta, która została zmuszona do morderstwa, nie odczuwa wyrzutów sumienia. Wprawdzie początkowo pragnie popełnić samobójstwo, ale chce to raczej zrobić po to, by chronić rodzinę przed represjami UB. Sabina nie zabija się nie dlatego, że nie ma dostatecznie dużo odwagi, by pociągnąć za spust. Ma, ale wybiera drogę trudniejszą: życie. Pozwala więc matce przejąć inicjatywę i zatuszować zbrodnię. Gdy dowiaduje się o ciąży, nie decyduje się także na aborcję. Sabina, nie mając bowiem innego wyjścia, godzi się ze swoim losem. Znów zatem staje do walki o swoją godność. Jest przecież poddana opresji nie tylko ideologicznej, ale i kulturowej. I o tej drugiej, jak sądzę, chciał nade wszystko opowiedzieć Bart. Gdy myśli o ciąży, „Sabinę ogarnia nagła bezradność, która unosi się od żołądka i dotyka głowy falą gorąca. Bezradność, o której dobrze wie, że nie ma przed nią schronienia w łazience”. „Rewers” jest zatem nie tyle narracją o skrzywdzonej, naiwnej kobiecie, której przyszło żyć w „nieludzkich” czasach, ale o opresji, z jaką kobiety mają do czynienia bez względu na zawirowania historyczne. Wszak przypomnijmy, że Sabina zostaje wystawiana nieustannie na pokaz, każe jej się przypodobywać mężczyznom (choćby poprzez zakładanie bluzeczek z większym dekoltem), bowiem normy obyczajowo-kulturowe przypisują jej rolę żony, matki i kochanki. Przed owymi normami nie ma ucieczki. Swoistym symbolem podjęcia walki staje się złota dolarówka, którą dziadek Sabiny dostał na Syberii od Amerykanina handlującego futrami. Ta moneta, na której wygrawerowano napis „Liberty”, powinna być oddana, ale Sabina nie chce się podporządkować dekretowi. „To jakby jego (dziadka – A.N.) szkaplerzyk”, który trzeba ocalić. Codzienne połykanie przez Sabinę owej monety należy traktować właśnie w kategoriach gestu symbolicznego. Sabina połyka „wolność”, gdyż wierzy, że w ten sposób oszuka państwowy nakaz. Dzieje się jednak inaczej. „Myślałaś, że kiszka stolcowa pomoże ci oszukać społeczeństwo?” – zapyta z ironią Bronisław, obnażając tym samym stopień upublicznienia życia prywatnego i odebrania wolności kobietom, które funkcjonują w paradygmacie patriarchalnym. Sabina została wychowana do tego, by być usłużną żoną i dobrą matką, nikim więcej. A jednak w sytuacji zagrożenia znajduje w sobie siłę i nie daje się ubezwłasnowolnić, własną godność stawiając na pierwszym miejscu.
Bart nie zajmuje – podobnie jak w przypadku Rumkowskiego z „Fabryki muchołapek” – wyraźnego stanowiska. Nie potępia postępowania rodziny Sabiny, ale i go nie aprobuje. Zupełnie tak jakby chciał pokazać, że nie wszystko jest biało-czarne, że czyny nie zawsze są jednoznaczne moralnie i że tzw. zwyczajni ludzie bywają heroiczni zawsze wtedy, gdy życie ich do tego zmusi. Sytuujący się na granicy realizmu i symbolizmu „Rewers” pokazuje, że nie ma jednej i jedynej prawdy, że „punkt widzenia” za każdym razem zależy od „punktu siedzenia”, zaś walka o godność może przybierać rozmaite kształty. Może – jak w przypadku poety Marcela Wodzickiego – oznaczać odmowę publikowania lub – jak w przypadku Sabiny – wiązać się z ostatecznością. Najnowsza książka Barta obrazuje ponadto, że człowiek, potrafiąc dostosować się do rzeczywistości, w jakiej przychodzi mu egzystować, wybiera życie w złudzeniach. Z drugiej jednak strony „Rewers” przekonuje, że mimo umiejętności adaptacyjnych potrzebne jest podżyrowanie „szlachetnego kłamstwa”, usprawiedliwienie przed samym sobą swojego postępowania. Zła nie da się tak po prostu zapomnieć. Jego korzenie tkwią w człowieku głęboko, budując – czy tego chcemy, czy nie – naszą tożsamość. Owo zło różnie w Historii bywało nazywane. Tym razem Bart na celownik wziął okres stalinizmu. W efekcie gdzieś w tle powieści pojawia się nędza egzystencji Polski Ludowej, życie w strachu i aresztowania. Ale konsekwencje życia w „państwie politycznym” są zawsze takie same: pozbawienie jednostki intymności. Bart, jak sądzę, chciał ponownie pokazać, że opowieść o uwikłaniu człowieka w zamęty Historii wiąże się z niemożnością oceny obiektywnej. Autor „Rien ne va plus” nie mówi, oczywiście, niczego oryginalnego. Często ważniejsze jest jednak to, co znajduje się pod spodem, co nie jest dostępne na pierwszy rzut oka. Najlepszym dowodem słuszności tego stwierdzenia jest właśnie „Rewers” Andrzeja Barta, który ofiarując Bożenie-Sabinie nową szansę, dał nadzieję na odwrócenie losu i odnalezienie kobiecej liberty.
Andrzej Bart: „Rewers. Nowela filmowa”. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2009.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |