ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (78) / 2007

Łukasz Iwasiński, Tomasz Gwinciński,

CRAZY SHIT

A A A
Tomasz Gwinciński to jeden z założycieli bydgoskiego yassu. Niegdyś współpracownik Mazzolla, dziś prowadzi Maestro Trytony, NonLinear Ensamble, współtworzy Łoskot. Kojarzony jest głównie z muzyką awangardową, improwizowaną i kameralistyczną, ale pod koniec lutego wydał piosenkową (recenzowaną w poprzednim wydaniu „artPapieru”) płytę, pt. „Klub Samotnych Serc Pułkownika Tesko”. Jednocześnie pracuje nad kolejnymi przedsięwzięciami w ramach innych projektów. W marcu koncertuje z Maestro Trytonami, realizuje muzykę do filmów dla TVP 2, kończy płytę „Szkoła Bydgoska”, z utworami kameralistycznymi. Ponadto w kwietniu można spodziewać się trasy Łoskotu, późną wiosną – Tesko Tour, a latem koncertów zaprzyjaźnionego z Tomkiem Pulsarusa, także z jego udziałem



Łukasz Iwasiński: Łoskot to kolektywna ekspresja, pełna integracja na rzecz zespołowego grania. Jesteś liderem NonLinear Ensemble i Trytonów, ale Twoja najbardziej osobista wypowiedź to chyba „Pułkownik Tesko”.

Tomasz Gwinciński: Wszystkie te projekty to realizacje rożnych aspektów mej osoby. Nieliniowy – kompozytora; Tesko – piosenkarza, poety, (powiedzmy) performera; Trytony – gitarzysty; Łoskot – perkusisty. Idę na całość w każdym.

Ł.I.: Jak sam mówisz, realizujesz się zarówno na gruncie twórczości piosenkowej, improwizowanej, jak i współczesnej kompozycji. Czy jest w tym jakaś myśl przewodnia, wspólny mianownik dla Twojej artystycznej aktywności?

T.G.: Kocham muzykę!

Ł.I.: Na ile różna jest praca w ramach każdego z tych obszarów? W którym z nich czujesz się najlepiej?

T.G.: Każdy z nich to jakby innego rodzaju rozrywka, komponowanie to trochę rozrywka umysłowa, granie na gitarze to trochę fitness, śpiewanie to działalność religijna, Rozrywka to może zresztą nienajlepsze słowo, lepsze by było „crazy shit”.

Ł.I.: Czy można nauczyć się improwizacji? Bez wątpienia można nauczyć się kompozycji, różnych systemów organizujących dźwięki, reguł nimi rządzących. Można kształcić i rozwijać technikę instrumentalną. To wszystko pomaga w precyzowaniu wypowiedzi, ale chyba ma się nijak do istoty improwizacji, która jest funkcją wrażliwości, doświadczeń z wszystkich sfer życia, osobowości...

T.G.: Czy można się nauczyć być kreatywnym... chyba nie, to w ogóle pytanie o przyczynę twórczości albo wynalazczości. Tylko laik może myśleć, że robi się to np. dla pieniędzy, osoby zorientowane wiedzą, że przypomina to raczej wyciąganie wbitego w oko ciernia, po prostu nie można postąpić inaczej.

Ł.I.: Jak zmieniło się Twoje podejście do improwizacji na przestrzeni tych wszystkich lat, od początku Twojej muzycznej działalności. Pytam, bo inaczej chyba traktuje tę dziedzinę ktoś, kto podchodzi do niej naiwnie, intuicyjnie (o korzeniach głównie rockowych, a także jazzowych), a inaczej artysta mający za sobą studia nad kompozycją, muzykologią – taką drogę przebyłeś przez ostatnie kilkanaście lat. Czy nie jest tak, że bagaż owej wiedzy przemienia „niewyrażalne przeżycie” w „czynność poznawczą, analityczną”, pozbawia ją tajemnicy, magii?

T.G.: Moje podejście do improwizacji nie zmieniło się. Jest tak samo niebezpieczna jak 20 lat temu!

Ł.I.: Dziś chyba jesteś miej związany ze sceną klubu Mózg, niż – powiedzmy – przed dekadą. A wydaje się, że klub złapał nowy oddech, pojawiają się w nim nowe zespoły, np. te skupione wokół Daniela Mackiewicza, Tomka Glazika (Cyclists, Spejs, Sami Szamani). Angażujesz się w nowe rozgrywające się tam przedsięwzięcia?

T.G.: Janicki [założyciel klubu, muzyk niegdyś współpracujący z Gwincińskim w m.in. w Trytonach – przyp. Ł.I.] jest w tej chwili bardziej Beduinem, niż muzykiem, Jest trochę zazdrosny i jak to Beduin zawzięty, dlatego wykonuję ostrożne ruchy, żeby go nie zdenerwować, np. ostatnio śpiewałem w Mózgu na scenie „Hej Sokoły”!

Ł.I.: Wielu jazzmanów, zwłaszcza w latach 60. nadawało swojej muzyce rangę niemal religii. Dla ciebie muzyka ma także wymiar pozaestetyczny, głęboko duchowy. Byłbyś w stanie zwerbalizować: czym jest ona dla ciebie?

T.G.: Bez muzyki nie mógłbym żyć.

Ł.I.: Plany? Zarówno związane z Pułkownikiem Tesko jak i innymi przedsięwzięciami.

T.G.: Z Panem Pułkownikiem zamierzam podbić kraj, wystąpić w Opolu, Sopocie, Kołobrzegu, Malcie, Ciechocinku, Tańcu z Gwiazdami, wieczorze z karpiami, kostce Rubika... Poza tym za nieco ponad około miesiąc ukazuje się moja płyta z kompozycjami na skład kameralny zatytułowana „Szkoła Bydgoska”, zajawka tego wydawnictwa znajduje się pod adresem www.myspace.com/gwincinski – kompozycja „Club Cortier”, zapraszam.