ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 sierpnia 15-16 (399-400) / 2020

Grzegorz Marcinkowski,

PAMIĘĆ I TEKST (PETER SZONDI: 'GEOMETRIA LITERATURY. ESEJE')

A A A
Próby uzasadniania albo kwestionowania naukowości literaturoznawstwa to zajęcia dość jałowe, jeśli nie towarzyszy im komplementarny namysł nad możliwością sensu. Nie chodzi przy tym jedynie o właściwą tekstom nowoczesnych hermetyczność, często prowadzącą do utarty wiary w możliwość egzegezy, która nie oznaczałby jedynie ekspresji czytelniczych idiosynkrazji interpretatora. Objawia się tutaj szczególna modalność języka, który ukrywa sens i jednocześnie go przywołuje, jest rozpięty pomiędzy wolą znaczenia a niewiarą w ważność uniwersalizujących gwarancji sygnifikacji. Nowoczesna literatura nieustannie sabotuje wszelkie próby zawłaszczenia, stąd praktyka rozumiejącej lektury coraz częściej napotyka znaczące przeszkody. Utrzymywanie przy tym przekonania o naukowości egzegezy i weryfikowalności jej wyników jest nad wyraz karkołomne. Literaturoznawstwo wydaje się praktyką społeczną, która szczególnie w erze rozplenienia się wszelkiego rodzaju tekstów, ma bardzo ważną rolę do odegrania. Autorefleksja dziedziny zdaje się jednak skazywać na bezpłodne samokrytyki, które posiadając cokolwiek elegijny urok, ale nie posuwają w niczym dyskusji naprzód. Wydaje się, że w debacie o tym, czy pisanie o literaturze może mieć powszechnie obowiązującą ważność, decydujący argument należy do tych, którzy zdają sobie sprawę z ulotności, kruchości i nietrwałości sensu, z jego paradoksalnej, bo samozaprzeczonej fenomenologii. Do takich badaczy należał niewątpliwie Peter Szondi. Podstawowe stawiane przez niego pytania dotyczyły tego, czy i na ile literaturoznawstwo może porzucić rojenia o swojej naukowości i stać się praktyką egzystencjalną. Był przy tym Szondi zaprzysięgłym hermeneutą, dla którego podstawę wszelkich tez dotyczących literatury stanowi uważna praca nad tekstem.

Publikacja esejów Szondiego (w tłumaczeniu Łukasza Musiała) to ważne wydarzenie w krajowej przestrzeni teoretycznej, głównie ze względu na wagę pytań, jakie myśliciel ten w swoich pracach porusza. A są to pytania kluczowe, nie tylko z punktu widzenia samoświadomości dziedziny takiej jak literaturoznawstwo, ale również samego trybu rozmowy o sztuce i możliwości konfrontacji z innością. Ten urodzony w 1929 roku na Węgrzech i zmarły w 1971 roku w Berlinie niemieckojęzyczny literaturoznawca żydowskiego pochodzenia wywodził się z formacji intelektualnej, dla której wydarzenie II wojny światowej stanowiło ważną cezurę biograficzną i intelektualną. Po wojnie intelektualistom takim jak Szondi wydało się konieczne przewartościowanie podstawowych pojęć, na których wspierał się gmach zachodniej kultury. Poprzez swoje zainteresowania badawcze i wybór ważnych autorów, takich jak Walter Benjamin i Paul Celan, Szondi próbował opisać na nowo kondycję duchową nowoczesnego filologa, rozpiętego między paraliżującym lękiem przed dowolnością a skostnieniem scjentystycznego przyczynkarstwa. Badacz podjął wysiłek odświeżenia tradycji hermeneutycznej z pełną świadomością idących za tym konsekwencji. Uniknął przy tym zarówno rafy apofatycznego negatywizmu, jak i patetycznej deklaratywności filozofii spotkania, które towarzyszyły dwudziestowiecznym nawrotom do hermeneutyki. Szondi w swych pismach akcentował właściwą aktowi interpretacji dialektykę, rozgrywającą się na przecięciu dążenia do instytucjonalnej powszechności z poszczególnością, idiomatycznością tekstu. W przeciwieństwie do Hansa-Georga Gadamera nie rozmywał indywidualności spotkania z poszczególnym utworem w globalnej strukturze rozumienia, ale akcentował osobność, pojedynczość dzieła.

W tym znaczeniu praca Szondiego szła odmiennym, acz zbliżonym torem do osiągnięć Jacques’a Derridy, jednak zaufanie tego pierwszego do ocalającej mocy tradycji było nieporównanie większe. Chodziło jednak o tradycję pękniętą, pełna zniszczeń i pustych pól. Jako przyjaciel i wierny czytelnik Celana autor „Geometrii literatury” miał świadomość, na ile wydarzenie Zagłady upośledziło stosunek do tradycji, na ile samą możliwość lektury należy na nowo renegocjować. Zresztą z wielkim poetą łączyła go również głębsza wspólnota: Szondiego jako Żyda piszącego w swoim/obcym języku niemieckim obsesyjna, celanowska fraza musiała szczególnie dręczyć.

Jak zwraca uwagę Musiał w swoim posłowiu do omawianego tomu, Szondiego dręczył również problem pamięci. Początkowo, czytając Benjamina, badacz zwracał uwagę na eksponowaną w „Berlińskim dzieciństwie na przełomie wieków” i „Pasażach” ideę, zgodnie z którą przeszłość jest naznaczona przez nadzieję, projekcję tego, co przyszłe, a zatem przeszłość odnosi się bezpośrednio do teraźniejszości wspominającego. Później, czytając Celana i jego precyzyjną topografię utraty, Szondi zwraca uwagę na niemożność odzyskania tego, co utracone, na niemotę i bezradność pamiętającego, który w celanowskiej topice przeistacza się w świadka. Jest tak, jakby sama zdolność do pamiętania, a zatem konstruowania tożsamości została przez tragedię Zagłady upośledzona – zdolność do metaforycznej subsumcji, tkania tekstualnych wehikułów dla doświadczenia cierpi w wyniku zburzenia relacji między językiem a niemożliwą do symbolizacji realnością. Duży wpływ na Szondiego miał Theodor W. Adorno, zwłaszcza „Minima moralia”, a zatem nieobcy był mu profetyczny ikonoklazm, jednak sam badacz w swoich pozornie bezosobowych i ostentacyjnie pozbawionych osobistych odniesień pismach programowo unikał jakiejkolwiek formy wzniosłości.

Szondi przedstawiał się jako współczesny kontynuator Friedricha Schleiermachera, sytuujący się w kontrze do dezinterpretujących często nadużyć ze strony filozofii życia. Kluczowe dla autora „Geometrii literatury” jest dokonane przez twórcę romantycznej hermeneutyki rozróżnienie na interpretację gramatyczną (historyczną) i techniczną (psychologiczną), tylko pozornie stanowiące ekwiwalent wywodzącego się z antycznej sztuki interpretacji podziału na interpretację literalną i alegoryczną. Aplikacja pojęcia rozumienia, będąca podstawą rozważań Schleiermachera, dla Szondiego sprowadza się do dystynkcji pomiędzy syntezą historycznego stanu języka a próbami rozumiejącego wczucia w obecność sytuującą się za tekstem. Szondi uznaje, że za tekstem zawsze stoi pewna obecność, w czym mocna koncepcja badacza przypomina krytykę fenomenologiczną – jednak w przeciwieństwie do niej nie fetyszyzuje momentu intencjonalnego jako podstawy dla interpretacyjnych rozstrzygnięć. Nierozstrzygalność, metaforyczna nieokreśloność są wszak tak samo uprawnionymi momentami lektury jak osławiona „fuzja horyzontów”.

Różnicę pomiędzy poznaniem filologicznym a innymi formami poznania humanistycznego, w tym historycznego, upatruje Szondi w specyficznej relacji pomiędzy interpretatorem a dziełem. Utwór literacki zgłasza pretensje do totalności, dąży do wirtualnego wymazania innych dzieł, chce być rodzajem mikrokosmosu. Wiąże się z tym alergia na indukcje i uogólnienia. Dzieło nie może, jeśli chcemy oddać mu sprawiedliwość, być traktowane zaledwie jako egzemplum, przykład potwierdzający pewną wprzódy powziętą tezę. To właśnie chęć oddania sprawiedliwości dziełu sztuki stanowi o różnicy pomiędzy hermeneutykami Szondiego i Gadamera. Dla tego drugiego tekst jest zaledwie materialnym momentem procesu rozumienia, Szondi zaś akcentuje kwestię formy, która stanowi telos i instancję porządkującą, pozwalającą traktować dzieło jako indywidulną, monadyczną strukturę. Stąd brała się zapewne mikrologiczna drobiazgowość Szondiego, jego pietyzm w zwracaniu uwagi na tekstualną naturę czytanych dzieł. Badacz akcentował przy tym służebność komentarza, podkreślał stanowczo, że szyfr dzieła nie może być przetłumaczony na język glosy. Warto podkreślić, że zwracanie uwagi na materialną nieprzechodniość tekstu zbliżała hermeneutykę Szondiego do tych kierunków w nowoczesnej sztuce i teorii, które – jak formalizm rosyjski czy wszelkiego typu odmiany awangardy – kontynuowały w jakimś stopniu kantowską z ducha idę „celowości bez celu”.

Swoistość wymagań stawianych przez artefakt literacki jako dzieło sztuki wymaga szczególnego nastrojenia, które ma wiele wspólnego z czynem, z aktem prawdziwościowym. Szondi upiera się przy traktowaniu literaturoznawstwa nie jako „nauki o literaturze” ale, odwołując się do anglosaskiego uzusu językowego, jako „krytyki”, a więc jako działalności mającej na celu prawdę. Przy czym moment prawdziwościowy procesu interpretacji traktuje Szondi, postępując wiernie za Benjaminem, dla którego prawda to wypadkowa drobiazgowej uważności, z odprysków, fragmentów, ułomków znaczenia pozwalająca sobie na budowanie znaczących konstelacji tworzących idee. Zarówno Schleiermacher, jak i Benjamin byli dla Szondiego ważni jako ci myśliciele, którzy zwracając uwagę na moment obiektywny w rozstrzygnięciach literaturoznawczych, jednocześnie kładli nacisk na jaźń interpretatora, na moment obcości i wydziedziczenia, doświadczany w momencie spotkania z innością dzieła. Hermeneutyczne wczucie nie miało dla Szondiego wagi jedynie estetycznej, oznaczało akt najpełniej egzystencjalny, którego stawkę stanowiło odpowiedzenie na wezwanie formy. O tym, że było to żądanie utopijne, świadczyć może ostatni, nieukończony esej Szondiego „Eden”, nad którym pracę przerwała śmierć badacza. Wszak Zagłada położyła się na zachodnim dyskursie cieniem, znosząc żądanie „bycia niezapomnianym”, które według Benjamina determinowało sztukę. Tekst, taki jak niosące w sobie ślad historycznej niezbywalności wiersze Celana, świadczy o niemożliwości: próbie ocalenia, które w moralność operacji ocalających wątpi. Stąd trafność tytułu wyboru. „Geometria literatury”, będąc właściwie oksymoronem, próbuje opisać nieprawdopodobną trajektorię, jaką swymi tekstami nakreślił Szondi: pomiędzy żądaniem precyzji a wezwaniem ze strony amorficznego i niedającego się upamiętnić wydarzenia. Wydaje się, że nauka o literaturze, czy jakby chciał Szondi, krytyka jest strukturalnie niemal na niemożliwość skazana.
Peter Szondi: „Geometria literatury. Eseje”. Przekład i opracowanie: Łukasz Musiał. Fundacja Augusta hr. Cieszkowskiego. Warszawa 2020 [seria: Biblioteka kwartalnika „Kronos”].