ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (405) / 2020

Kamila Czaja,

WIOSNA W KATOWICACH, JESIEŃ W ŻYCIU (ANNA KAŃTOCH: 'WIOSNA ZAGINIONYCH')

A A A
Po trzech udanych, niestanowiących wprawdzie cyklu, ale połączonych peerelowskim klimatem kryminałach: „Łasce” (2017), „Wierze” (2018), „Pokucie” (2019) Anna Kańtoch nie porzuca gatunku, ale bierze się za nowe wyzwanie w jego ramach. Tym razem planuje kryminalną trylogię – i to, przynajmniej na początku, nie w klimatach retro. „Wiosna zaginionych” (przy czym akurat sam tytuł wydaje mi się jak na tę autorkę niezbyt pomysłowy, trochę jak od sztancy) otwiera cykl. Otwiera udanie, chociaż nie perfekcyjnie.

Z góry zaznaczam, że mam do tej autorki szczególną słabość, że wyjątkowo trafia do mnie jej twórczość kryminalna (choć nie tylko taka). To proza nastawiona raczej na portrety postaci i miejsc niż na sensacyjną akcję. Czyta się te powieści sprawnie dlatego, że są porządnie napisane i przemyślane, a nie z powodu jakichś następujących co parę stron zwrotów akcji, gdzie wszystko pędzi do przodu, opisy są krótkie, a dialogi – uproszczone. Przeciwnie. W kryminałach Kańtoch rzeczy toczą się powoli, opisy bywają długie, a dialogi okazują się eleganckie, nawet gdy są potoczne. Pisarka bardzo zwraca uwagę na szczegóły, a intryga, owszem, nadaje temu wszystkiemu ramę, ale nie wydaje się najważniejsza. (Nie jest też najważniejsza okładka i rzadko oceniam po niej książki, ale jednak brawa dla Marginesów za minimalizm wzbogacony chropowatą fakturą, która sprawia, że najpierw czytelnik się temu dotykowemu wrażeniu dziwi, a z czasem to okładki innych książek wydają mu się zbyt gładkie!)

Nie lekceważyć staruszek

Duży wpływ na ocenę „Wiosny zaginionych” może mieć to, czy danego czytelnika przekona główna bohaterka. Mnie przekonała, wybór na najważniejszą postać kobiety po siedemdziesiątce, emerytowanej policjantki jest w takim ujęciu oryginalny i daje Kańtoch spore pole do ciekawego portretu. Przede wszystkim to ani dobrotliwa i skrywająca ostry jak brzytwa umysł panna Marple z powieści Agathy Christie, ani wariant komediowy w rodzaju proponowanych przez Jacka Galińskiego przygód Zofii Wilkońskiej („Kółko się pani urwało” i kolejne tomy). Krystyna Lesińska z „Wiosny…” to osoba z rodzinną traumą, wysoką samoświadomością, dystansem do swojej biografii i przekonaniem, że popełniła w życiu sporo błędów. Dzięki zawodowemu doświadczeniu dysponuje pewną śledczą przewagą, której nie miałyby jej sąsiadki z osiedlowej ławeczki, a przy tym jest po prostu nie najlepszą matką, wybiórczo świetną babcią, rozpamiętującą przeszłość emerytką, dumną jednak z niezłego opanowania komputera i wypełniającą sobie dni między innymi serialami na Netfliksie. Swoje zamiary Krystyna może wprawdzie skrywać dzięki temu, jak świat postrzega jej generację, wszak „staruszki nie są groźne, staruszek nikt nie podejrzewa” (s. 13), ale potrafi też przyznać, że nie chce się w pełni w taki obrazek wpisać: „Uznają mnie za morderczynię albo za stukniętą starszą panią. Powinnam martwić się tym pierwszym, jednak martwiłam się drugim” (s. 55).

Mocną stronę Kańtoch zawsze stanowił dalszy plan i nie ulega to zmianie w „Wiośnie zaginionych”. „Jacyś” są zarówno pracujący przy śledztwie policjanci, młody Szymon Gryka, powielający wciąż ten sam związkowy schemat, w którym „[w]ybierał czwórkowe i trójkowe uczennice szkół średnich, z porządnych rodzin” (s. 73), i starszy, owdowiały Wojtek Chodura, mniej pomysłowy w pracy, chętniej ulegający schematom, ale budzący współczucie po tym, jak życie mu się rozpadło. Niby nie wiemy o żadnym bardzo dużo, ale – jak to u Kańtoch – wystarczająco wiele, by nie byli ulotni. Dotyczy to też członków rodziny Krystyny oraz osób uwikłanych w sprawę. W tej prozie wszyscy nie tylko służą posuwaniu akcji do przodu. Mają jakieś życie wewnętrzne, przeszłość, coś charakterystycznego, przez co nawet postacie pojawiające się w pojedynczych scenach „żyją”. Zresztą w „Wiośnie zaginionych” można na drobnym przykładzie pokazać, z jaką pieczołowitością pisarka pogłębia ten świat: gdy Krystyna ogląda archiwalny odcinek programu o zaginionych, nie przewija od razu do historii, której szuka, tylko poznaje całość, a czytelnik odkrywa różne oblicza zaginięć konkretnych osób. Natomiast rozbudowanie grona bohaterów książki umożliwia autorce zróżnicowanie także form. Nie cała powieść to pierwszoosobowa narracja emerytowanej policjantki, są tu trzecioosobowe partie powieści, są blogowe wpisy…

Zabójczy Nikisz

Inna zaleta twórczości Kańtoch to opisywanie miejsc tak, że mają swój dźwięk, zapach, swoją fakturę. A że tym razem chodzi głównie o Katowice, nie jest to przestrzeń abstrakcyjna, lecz budząca – też wśród wielu czytelników „aP” – konkretne skojarzenia. Autorka umieszcza akcję głównie w Janowie-Nikiszowcu, pisze też o Krakowie i o Strzelinie, a okoliczności są tym razem współczesne, z napomknięciami o konkretnych lokalach czy wydarzeniach (jak poznański Pyrkon – co dla fanów znających Kańtoch jako działaczkę Śląskiego Klubu Fantastyki, członkinię Hardej Hordy etc. może stanowić dodatkowy smaczek). Trochę mi żal talentu, jaki autorka ma do budowania klimatu retro, a tu z tego prawie, poza wspomnieniami Krystyny, nie korzysta. Przez co – jak wszystko, co współczesne – wydaje się świat bohaterów bardziej miałki niż ten dawniejszy. Ale i takie tęsknoty Kańtoch trochę demaskuje, choćby kiedy Szymon wspomina „Kraków lat dziewięćdziesiątych, gdy McDonald na Floriańskiej przyciągał bardziej niż Sukiennice” (s. 155). Mogłabym pomyśleć dokładnie tak samo, tylko łapię się na refleksji, że przecież bohaterowie (i czytelnicy) nie za realną przeszłością tęsknią, a za czasem, gdy sami byli młodsi i świat w ich oczach wydawał się mniej skomplikowany.

Obsesje w kryminalnej ramie

Piszę tyle o ludziach i miejscach – a gdzie wydarzenia, dla kryminału niewątpliwie ważne, jeśli nie kluczowe? Wszak ginie człowiek, są podejrzani, potem kolejny trup… No właśnie, jak wspomniałam na początku, nie dla intrygi kryminalnej czytam Kańtoch. Nie mówię, że fabuły są nieudane, ale gdybym na tej podstawia miała oceniać, to pewnie nie „wsiąkałabym” w te książki tak mocno. I podobnie wygląda sytuacja z „Wiosną zaginionych”. Nie zamierzam szczególnie narzekać, bo intryga toczy się płynnie, ale bardziej frapowały mnie motywacje różnych postaci oraz wątki poboczne – dotyczące znikania zwierząt i ich roli, analizy przemocy – niż rozwikłanie morderstw, służących raczej jako rama tego świata i pretekst do bardziej egzystencjalnych rozważań Krystyny, w rodzaju: „Pomyślałam wtedy, że może wszystkie prześladujące nas duchy tym właśnie są: złudą stworzoną z nadziei i przypadkowego podobieństwa” (s. 303) albo: „Nadzieja z wszystkich potrafi zrobić idiotów” (s. 373).

Rozwiązanie intrygi nie do końca mnie przekonuje, przy czym jedna z moich „śledczych” hipotez była znacznie bardziej sztampowa i bałam się, że takie wyjście wybierze Kańtoch. To faktycznie wpisane w powieść jest logiczne, nie tak łatwo się go domyślić, a przy tym można czerpać przyjemność z odkrywania pomniejszych sekretów. Obowiązkowe finałowe „zaskoczenie” było dla mnie może nawet bardziej zaskakujące niż w trzech poprzednich kryminałach, ale nie jestem pewna, czy to zaskoczenie in plus. O ile nie zgadzam się z większością krytycznych słów, jakie padły pod adresem „Wiosny zaginionych” w audycji Polskiego Radia, tak mogłabym przyznać Łukaszowi Orbitowskiemu rację co do rozwiązania: trochę „przekombinowane” (polskieradio24.pl). A w każdym razie wymagające zbyt wielu finałowych wywodów.

***

Na pewno jednak nie żałuję tej lektury, chociaż rozumiem, że może być trochę zawiedziony czytelnik szukający trzymającego ciągle w napięciu kryminału. Tu jest porządna powieść o ludzkich obsesjach i rozczarowaniach, ubrana w niezbyt uciskający gorset kryminalnej konwencji. Na korzyść działa to, że Kańtoch wciąż potrafi konwencję urozmaicać, sięgając po różne scenerie i postacie. A ja, choć brzmi to jak wygodny recenzencki „gotowiec”, naprawdę czekam na ciąg dalszy. Kusi mnie nie tylko, wciąż tak solidny, warsztat, ale i perspektywa rozwoju trylogii w nietypowym kierunku. „(…) w pewnym momencie pojawił się pomysł, żeby przedstawić historię życia Krystyny w odwrotnej kolejności: w pierwszym tomie jest najstarsza, w drugim będzie młodsza i tak dalej” (polityka.pl) – zapowiadała Kańtoch w wywiadzie. Czekam więc nawet tym bardziej, jeśli ciąg dalszy miałby się okazać „ciągiem” wcześniejszym.

LITERATURA:

„Każdy mógłby być bohaterem sensacji, choć nie każdy byłby dobrym bohaterem – »Wiosna zaginionych«”. https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1973236,1,kazdy-moglby-byc-bohaterem-sensacji-choc-nie-kazdy-bylby-dobrym-bohaterem--wiosna-zaginionych.read.

„»Wiosna zaginionych« i »Bodaj Budka«. Książkowe nowości na jesienny wieczór. https://www.polskieradio24.pl/130/8168/Artykul/2597628,Wiosna-zaginionych-i-Bodaj-Budka-Ksiazkowe-nowosci-na-jesienny-wieczor.
Anna Kańtoch: „Wiosna zaginionych”. Marginesy. Warszawa 2020.