ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (438) / 2022

Anouk Herman,

WIDZIALNOŚĆ I REPREZENTACJA (PIOTR JACOŃ: 'MY, TRANS')

A A A
„My, trans” Piotra Jaconia to opowieść o tym, że życie osób transpłciowych w Polsce przepełnione jest piętrzącymi się problemami i systemowymi krzywdami, których niwelacja – choć w zasadzie nie wymagałaby wiele – okazuje się nie tylko stać w sprzeczności z wątpliwą moralnością konserwatywnych elit, ale także budzić nieuzasadniony sprzeciw niektórych środowisk, które same naklejają sobie łatkę progresywnych i woke (ang. obudzony, czyli politycznie świadomy).

Debata o TERF-izmie, czyli feminizmie wykluczającym osoby trans, jest jak świeża i jątrząca się rana, a dyskusja dotycząca praw reprodukcyjnych nieustannie pomija osoby transpłciowe, w tym również niebinarne, wyrzucając je już nie tylko poza ramy publicznego dyskursu, ale odmawiając im także możliwości decydowania o sobie.

Chociaż Jacoń nie podejmuje tego tematu wprost, skupiając się raczej na dokumentowaniu m.in. przebiegu tranzycji czy horrorów związanych z brakiem akceptacji wśród najbliższych, to dostrzega jednak, że transfobia jest zarzewiem problemów i źródłem tragedii, które wydarzają się codziennie i wszędzie. Bo to, że nas nie widzisz, nie oznacza, że nie istniejemy. Czytając reportaż Jaconia, odnoszę wrażenie, że tym, co próbował wyegzekwować, jest rozpaczliwie potrzebna i boleśnie konieczna widzialność, reprezentacja.

Od kilku lat literatura – zwłaszcza młodzieżowa oraz young adult – zmierza w kierunku nieheteronormatywnej inkluzywności, dowodząc, że obecność osób transpłciowych (binarnych oraz niebinarnych) zaczyna powoli utrwalać się w czytelniczym obrazie świata, a przestrzenie literackie wypełniają się coraz bardziej zróżnicowanymi postaciami, których płciowość i seksualność przestaje wpisywać się w założoną heteromatrycę (m.in. „Fanfik”, „Slash” i „Fluff” Natalii Osińskiej, „Hurt/Comfort” oraz „Angst with happy ending” Weroniki Łodygi). Są to próby, którym nie można odmówić świeżości (i przede wszystkim zgrabnej formy pozwalającej na bezmierne zanurzenie się w świecie bohaterów), ale wciąż wydają się niewystarczające. Czasem brakuje w nich dostatecznie wrażliwego języka, innym razem przedstawione doświadczenia spektrum transpłciowości okazują się spłaszczone i niepełne, niewiele jest także relacji, które faktycznie wychodziłyby spod piór samych zainteresowanych. Właściwie diagnoza ta nie powinna zaskakiwać: transpłciowość, dotychczas przedstawiana zazwyczaj negatywnie, a ponadto fetyszyzowana i piętnowana, poszukuje w literaturze nowego miejsca, gdzieś pomiędzy zwyczajnością, bo jesteśmy zwyczajnymi osobami, a wyjątkowością, bo nasze życie wiąże się z dysforiami i euforiami, które znajdują się poza zasięgiem osób cispłciowych (czyli tych, których płeć odczuwalna zgodna jest z tym, jak od dziecka są postrzegane, i tym, co zapisuje się w dokumentach).

Reportaż Jaconia zapełnia pewną lukę na rynku książki. Autor decyduje się na prześledzenie losów wybranych przez siebie bohaterów – osób w rożnym wieku, na różnym etapie tranzycji, z rożnymi doświadczeniami związanymi z dorastaniem w niesprzyjającym państwie – i sumuje je, tworząc wyczerpujący obraz tego, na jakie przeszkody napotykają ludzie o niecispłciowej tożsamości i jakie pułapki przygotowała dla nich Polska: od pokomplikowanego i upokarzającego procesu diagnozy aż po przymus złożenia pozwu przeciwko własnym rodzicom. Co istotne, Jacoń rozmawia także z rodzicami, odkrywając przy tym, że ich odczucia względem prawdziwej tożsamości dzieci oscylują najczęściej gdzieś pomiędzy szokiem, strachem a dyskomfortem.

Konfesyjny charakter rodzicielskich wypowiedzi nie przysłania jednak sedna reportażu i nie odbiera przestrzeni osobom transpłciowym opowiadającym o własnych, niejednokrotnie upokarzających i traumatycznych przeżyciach. Autor odżegnuje się od szkodliwego schematu, wedle którego rodzicielskie rozczarowania i bolączki wysuwają się na pierwszy plan, czyniąc narrację o transpłciowości narracją o rodzicach: borykających się z żałobą i poczuciem straty, walczących z samymi sobą, by używać wobec dziecka poprawnego imienia i odpowiednich zaimków. W książce Jaconia transpłciowość to fakt, a nie obiekt przekomarzań czy licytacji, nie coś, czemu można zapobiec, ani coś, co poddaje się jakiemukolwiek procesowi leczenia. Być może poprzeczka jest ustawiona bardzo nisko, bo żądamy jedynie szacunku wobec naszych tożsamości, które dotąd nie odnajdywały w literaturze prawdziwego safe space’u, ale autorowi „My, trans” udaje się w sposób inkluzywny i poprawny odnieść do problemów dotyczących go przecież jedynie pośrednio. Ostrożność i dziennikarski dystans, z którymi podszedł do zagadnienia niecispłciowości, niewątpliwie zasługują na pochwałę.

Wśród rozmówców Jaconia pojawiają się osoby transpłciowe, ich rodzice, aktywiści i specjaliści. Jednym z dłuższych wywiadów jest ten, który autor przeprowadził z Anną Grodzką, byłą posłanką, oraz Lalką Podobińską, byłą prezeską fundacji Trans-fuzja. Rozmowa dotyczyła przede wszystkim nieudanej próby wprowadzenia zawetowanej przez Andrzeja Dudę ustawy o uzgodnieniu płci, która miała regulować kwestie dotyczące przebiegu tranzycji, w tym możliwość podania blokerów hormonalnych osobom transpłciowym przed ukończeniem osiemnastego roku życia. Proponowane przez jej twórców zmiany znacząco ułatwiłyby proces korekty płci i umożliwiłyby spokojniejsze przejście przez diagnozę. Poprzez zaproszenie do rozmowy Grodzkiej Jacoń nie tylko przypomina czytelnikom jej postać – co może być znaczące zwłaszcza dla osób młodszych, które nie pamiętają jej politycznego zaangażowania – ale także uświadamia nam, z jak wielką nienawiścią spotkała się posłanka i jak powszechna transfobia, która eskalowała za przyzwoleniem rządzących oraz mediów, wpłynęła na jej życie osobiste oraz ścieżkę zawodową. Sytuacja Anny Grodzkiej stanowi jeden z licznych przykładów na to, jak druzgocący może być coming-out w Polsce. Wydaje się to szczególnie istotne w zestawieniu z informacją, którą Piotr Jacoń zamyka książkę „My, trans”: 70% osób transpłciowych boryka się z myślami samobójczymi.

Jedną z aktywistek, które wypowiadają się w reportażu, jest założycielka fejsbukowej grupy dla rodziców osób transpłciowych. Wśród ludzi z podobnymi doświadczeniami łatwiej jest od nowa nauczyć się relacji ze swoim dzieckiem, na co zwracają uwagę tworzący grupę rodzice. Często potrzebują oni wsparcia, rady albo linku do artykułu w internecie, który rozwiałby ich wątpliwości (albo wprost przeciwnie – szukają oni dowodów na to, że odczucia ich dzieci są nieprawdziwe czy nieadekwatne – tego jednak nie znajdują, bo społeczność koncentruje się na dobru młodszych i starszych osób transpłciowych, które potrzebują przede wszystkim bezwarunkowej akceptacji najbliższych). Istnienie tego rodzaju grup budzi nadzieję na lepsze jutro dla transpłciowych dzieci, które, zrzeszone we własnych internetowych kolektywach, wielokrotnie skarżą się nie tylko na brak wsparcia ze strony rodziców, ale także na aktywny sprzeciw wobec własnych tożsamości.

Nienawiść najbliższych uzasadniana bywa religią, która – jak sądzę, sam będąc osobą członkowską takich grup wsparcia – stanowi jedną z głównych przyczyn konfliktów i przemocy w rodzinach dzieci transpłciowych. W obliczu tej sytuacji to, że Piotr Jacoń udzielił głosu również katolickiemu księdzu, wydaje się dosyć symetrystycznym posunięciem, uzasadnionym jedynie chęcią dialogu (którego wiele osób transpłciowych nie pragnie i nie potrzebuje, bo dialog z osobą otwarcie przyznającą się do religii wykluczającej osoby nieheteronormatywne nie jest rozmową na równych zasadach). To właściwie jedyny element reportażu, co do którego mam większe wątpliwości, zwłaszcza że nie wydaje się on wprowadzać do treści książki niczego ważnego i znaczącego. Wypowiadający się w tekście ksiądz profesor nie przedstawia opinii radykalnie różniących się od doktryny Kościoła katolickiego i wydaje się raczej wycofywać z dyskusji niż aktywnie ją podejmować, zasłaniając się ogólnikami w rodzaju miłości bliźniego.

Ciekawym elementem książki są również ilustracje kolejno wprowadzające czytelnika do tematyki rozdziałów. Autorem grafik jest Mateusz, jeden z młodszych rozmówców Piotra Jaconia, który opowiedział o historii swojej tranzycji, jej medycznym i społecznym przebiegu, o reakcji rodziców i nauczycieli oraz o własnych odczuciach towarzyszących mu w drodze po diagnozę. Zaproszenie go do współpracy okazało się posunięciem, które nie tylko udoskonaliło oprawę graficzną reportażu, ale pokazało, że Jacoń jest świadomą osobą wspierającą, która znalazła sposób, by zaangażować w proces twórczy same osoby zainteresowane.

„My, trans” Piotra Jaconia okazało się lekturą (nie)przyjemną – dobrze skonstruowaną, ale wielokrotnie trudną do zniesienia, bo uświadamiającą skalę nienawiści, z którą poza bańką liberalno-lewicową mierzą się osoby niecispłciowe. W większości nie były to dla mnie informacje nowe – jako osoba niebinarna również doświadczam przemocy i dyskryminacji, spotykam się z nienawiścią wymierzoną w moich przyjaciół i znajomych, wiem także, jakie stany psychiczne towarzyszą tranzycji oraz, wcześniej, procesowi odkrywania własnej tożsamości. Wierzę jednak, że książka Jaconia może być interesującą lekturą także dla naszej społeczności, choć przede wszystkim skierowana jest do rodzin osób transpłciowych oraz do osób wspierających.
Piotr Jacoń: „My, trans”. Wydawnictwo RM. Warszawa 2021.