ISSN 2658-1086

15 kwietnia 8 (488) / 2024

Anouk Herman,

CO TO ZNACZY 'NORMA'? (SARAH CHANEY: 'CZY KTOŚ TU JEST NORMALNY? DWIEŚCIE LAT POSZUKIWANIA NORMALNYCH LUDZI (I DLACZEGO TACY NIE ISTNIEJĄ)')

A A A
Popularnonaukowa pozycja spod pióra Sarah Chaney obiecuje rozwiać wątpliwości dotyczące pojęcia „normy”. Robi to zresztą dosyć szybko, bo podtytuł stanowi już pewien spoiler: „[d]wieście lat poszukiwania normalnych ludzi (i dlaczego tacy nie istnieją)”. Czym jest norma? Albo „co właściwie mamy na myśli, gdy pytamy czy jesteśmy normalni?” (s. 11). Autorka podsuwa pewne pomysły, wszystko sprowadza się jednak do przewidywalnego wniosku, że „w gruncie rzeczy zastanawiamy się, czy jesteśmy tacy jak inni” (s. 12).

Nie myślę o tym jako o zarzucie, bo książka Chaney spełnia wartościową funkcję nie tyle przewodnika po normach, co po uhistorycznionej normalności. Pozycja z właściwą pisarstwu popularnonaukowemu swadą serwuje osobom czytającym ciekawostki, zabawne przemyślenia i trochę niepokojących faktów o trudnej przeszłości norm, podkreślając przy tym niedostosowanie tych obecnie funkcjonujących do całej rozpiętości ludzkiego doświadczenia: zdrowia, cielesności, seksualności, emocji i relacji z innymi.

Najbardziej zainteresował mnie rozdział o ciele. Czuję, że mógłby być nieco dłuższy, ale Chaney, być może celowo, nie wyczerpuje podejmowanych przez siebie wątków, przez co wszystkie poruszone w „Czy ktoś tu jest normalny” tematy wydają się przynajmniej częściowo niedopowiedziane. W przypadku zagadnienia cielesności i relacji z ciałem niedosyt wydaje się jednak szczególnie dotkliwy, bo to w tych względach pojęcia normy i normalności są często i bezmyślnie nadużywane. Ten, kto ani razu nie przechodził szkolnego bilansu u higienistki z pewną dozą niepokoju, niech pierwszy rzuci kamieniem. Zagadnienie „normalnego” wzrostu, „normalnej” wagi i „normalnego” wyglądu bywa polaryzujące. Pomijając całkowicie kwestię indywidualnego (i często trudnego, naznaczonego cierpieniem) doświadczenia pomiarów i niezgodności uzyskanych wyników z promowanym ideałem, cielesność jest zarzewiem niekończących się dyskusji o tym, co zdrowe i pożądane. Social media to dobry przykład przestrzeni, w której ciało wysuwa się na pierwszy plan: od rządzących wyświetleniami algorytmów, które promują określone cechy wyglądu, przez radosny ruch ciałopozytywności, aż po grona internetowych ekspertów roszczących sobie prawo do wydawania sądów na temat obecnych w internecie ciał. A ciała, czy może raczej ocenianie ciał, towarzyszą niemal każdemu naszemu kliknięciu. W atmosferze ciągłej kontroli i wzajemnej obserwacji nietrudno o ciągłe porównywanie się z innymi.

Przeczytałam gdzieś, że w erze Instagrama i TikToka codziennie przypatrujemy się ciałom takiej liczby ludzi, której nigdy nie moglibyśmy spotkać w realnym życiu. Nawet jeśli to nieprawda – ostatecznie są osoby, które rozsądniej konsumują media, i takie, które np. z racji wykonywanego zawodu widzą się codziennie z naprawdę wieloma osobami – obserwacja ta daje do myślenia. Podobna refleksja towarzyszyła też Jankowi, bohaterowi „Przegrywa” Patrycji Wieczorkiewicz i Aleksandry Herzyk, który zauważał, że „[d]ziś nie porównujemy siebie i innych do sąsiada czy chłopaka z tej samej wioski, tylko do najpiękniejszych ludzi z całego świata.” (Wieczorkiewicz, Herzyk 2023: 16). Mamy też więcej niż kiedykolwiek okazji (oraz powodów) do przeglądania się w lustrze, a to, jak zauważył Pessoa w „Księdze niepokoju”, „rzecz najstraszniejsza z możliwych” (Pessoa 2007: 466).

W rozdziale dotyczącym ciała Chaney demaskuje problemy związane z indeksem BMI, za którego pomocą powinno się przeprowadzać nie badania jednostkowe, a populacyjne. Wspomina także, że zakres prawidłowej masy ciała według BMI zmieniał się w czasie – obecnie jest niższy niż kiedyś. Czego to dowodzi? Nie tego, że poczyniliśmy szczególny postęp w zakresie badań nad zależnością między wzrostem a wagą, a raczej tego, że norma za każdym razem ustalana jest arbitralnie.

Aby zilustrować kuriozalność pojęcia normy, autorka posługuje się przykładem konkursu zorganizowanego w 1945 roku przez gazetę „Cleveland Plain Dealer”, który odbył się pod hasłem „Czy jesteś typową Normą?”. Norma (oraz Normman – męski odpowiednik Normy) to naturalnej wielkości figury stworzone kilka lat wcześniej przez seksuologa Roberta L. Dickinsona i rzeźbiarza Abrama Belskiego. Zostały pomyślane na wzór przeciętnych Amerykanów (w praktyce: młodych, zdrowych i białych), a sam konkurs polegał na wyłonieniu zwyciężczyni, której wymiary będą jak najbardziej zbliżone do wymiarów Normy. Nie udało się znaleźć kobiety dokładnie wpisującej się w wyznaczony krągłościami rzeźby ideał.

Sarah Chaney odwołuje się również do rasowego i klasowego wymiaru kanonu piękna, który już od wieków uprzywilejowuje cechy wyglądu osób białych i w dodatku zamożnych, mogących pozwolić sobie na bardziej wymyślne metody podtrzymywania urody. Przywołany zostaje obraz Bridget McBruiser, wymyślonej postaci stereotypowo brzydkiej Irlandki, według pisarza Charlesa Kingsleya ujawniającej w swojej fizjonomii cechy „ludzkich szympansów” (s. 64). Autorka słusznie dostrzega ukryte powiązania między fatfobią (niechęcią ze względu na grubość) a nienawiścią wobec osób (zwłaszcza kobiet) czarnoskórych. Szczupły ideał, choć na przestrzeni lat ulega pewnym przekształceniom, pozostaje obowiązującym wzorcem, o którym trudno zapomnieć.

Przywoływane przez Chaney statystyki i fakty z historii norm urozmaicają narrację, która – choć pożyteczna – bez nich nie miałaby takiej siły oddziaływania. Podobnie wygląda to w kolejnych rozdziałach, w tym w części poświęconej seksualności. Jedną ze stron zdobi reprodukcja ryciny z pracy Alexandra Morisona „Physiognomy of Mental Diseases” z 1984 roku. Grafika przedstawia „starsza kobietę owładniętą lubieżnymi myślami, czyli dotkniętą tak zwaną nimfomanią” (s. 161). Uwieczniona na obrazku postać jest częściowo szczerbata, ma krzywy nos i dziwnie rozanielone spojrzenie. Rozdział ten Chaney konkluduje pytaniem, „czym w ogóle jest seks?” (s. 173), sugerując w ten sposób, że zjawisko seksualności trudno sparametryzować i podciągnąć pod zestawy norm, w których zwyczajnie się ono nie mieści.

„Czy ktoś tu jest normalny” to jednocześnie sprawnie napisany poradnik dla wszystkich osób, które myślą, że coś z nimi nie tak, i wciągająca, historyczna opowiastka o tym, że normy są w gruncie rzeczy opresyjnym wymysłem elit. Z obu powodów książka Chaney okazuje się godna polecenia i miło mnie zaskoczyła. Autorka posługuje się inkluzywnym, otwartym językiem, a tłumaczka – Nika Sztorc – dobrze oddaje te starania w polszczyźnie, czyniąc gdzieniegdzie dodatkowe przypisy (jak w przypadku decyzji o tłumaczeniu sformułowania „people of colour” jako „osoby niebiałe”). Warto wspomnieć również o sporej liczbie źródeł, z których korzystała Chaney, o bogatej bibliografii, licznych ilustracjach i cytatach, które wzbogacają lekturę i czynią ją – pomimo całej przystępności – nieco bardziej akademicką i wiarygodną.

LITERATURA:

Pessoa F.: „Księga niepokoju Bernarda Soaresa, pomocnika księgowego w Lizbonie”. Przeł. M. Lipszyc. Warszawa 2007.

Wieczorkiewicz P., Herzyk A.: „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności”. Warszawa 2023.
Sarah Chaney: „Czy ktoś tu jest normalny? Dwieście lat poszukiwania normalnych ludzi (i dlaczego tacy nie istnieją)”. Przeł. Nika Sztorc. Wydawnictwo Poznańskie. Poznań 2024.