ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (332) / 2017

Radosław Pisula,

KISS KISS, BANG BANG (KINGSMAN. TAJNE SŁUŻBY)

A A A
Mark Millar jest specyficznym autorem i od lat moja relacja z jego komiksami to ciągła walka pomiędzy zachwytami i zażenowaniem. Talentu mu nie brakuje, wie jak tworzyć komiksy rozrywkowe, bawić się gatunkami, ale przy tym zbyt często (przynajmniej od jakiegoś czasu) idzie na łatwiznę i trudno mu rozwinąć znakomite pomysły wyjściowe, a w dodatku stara się być zbyt „fajny”. Zresztą lenistwo daje mu się we znaki, bo po sukcesach kinowych adaptacji jego dzieł skupia się dzisiaj przede wszystkim na sprzedaży pomysłów wyjściowych studiom filmowym, a historie obrazkowe są tego późniejszą wypadkową. Jednak nawet mimo potknięć nadal tkwi w nim błyskotliwy dzieciak, który chce pisać interesujące historie – takie jak „Kingsman. Tajne służby”.

Recenzowany komiks doczekał się ekranizacji (a ta – sequela), jednak wersja papierowa różni się od blockbusterowej. Tam, gdzie reżyser Matthew Vaughn przemielił pomysł wyjściowy przez swoją miłość do absurdalnych filmów z Jamesem Bondem, tworząc bardzo przyjemny obraz o superagencie z ulicy, tam Millar próbował uderzać w trochę inne tony (chociaż sam szkielet fabularny jest podobny). Szkocki scenarzysta w większym stopniu skupia się na tym, jak wielki wpływ na wychowanie młodego człowieka mają relacje z bliskimi. Bo miejsce, w jakim dorastamy, jest tak naprawdę sprawą drugorzędną, gdy bliska osoba wyciąga do nas pomocną dłoń.

To, co w filmie stanowiło tylko pewien dodatek (upiększenie wizji świata superdżentelmenów, do którego trafił nieuporządkowany Eggsy), tutaj jest wyrazistym spojrzeniem na egzystencję w brytyjskich osiedlach komunalnych. Millar wykorzystuje konwencję filmu szpiegowskiego i dynamiczną rozrywkę do cieplejszego spojrzenia na dzieciaka z marginesu. Jasne, nie jest to jakaś głęboka wiwisekcja ludzkich zachowań – dostajemy przede wszystkim komiks o strzelaniu laserami do ludzi z metalowymi nogami – ale relacja między superagentem Jackiem Londonem a jego siostrzeńcem Eggsym została poprowadzona naprawdę zgrabnie.

„Kingsman” to dzieło o niewykorzystanym potencjale – po prostu kolejna skonwencjonalizowana opowiastka szpiegowska, nawet jeśli Millar stara się kombinować z pomysłem wyjściowym, jakim jest wprowadzenie chuligana z ulicy w struktury tajnych służb. Trochę zbyt dużo tutaj przerysowań dla przerysowań, niezbyt błyskotliwych zabaw popkulturą, pośpiesznego domykania wątków. Jednak w ogólnym rozrachunku powyższe rozwiązania zbytnio nie przeszkadzają, bo autor nie ukrywa, że tworzy rozrywkowe czytadło, które ulatuje z głowy dosyć szybko (myślę tutaj o samej intrydze i głównym antagoniście), ale mimo wszystko zostawia miły ślad w pamięci, przede wszystkim dzięki postaciom Jacka Londona (chociaż zdecydowanie lepiej prezentuje się jego wersja filmowa w osobie Colina Firtha) i Eggsy’ego.

Dave Gibbons dostosowuje się do scenarzysty, wykonując po prostu solidne zlecenie. Jego rysunki przypominają trochę prace świętej pamięci Steve’a Dillona, szczególnie pod względem brutalności oraz powtarzalności profili twarzy postaci. Nie jest to skrupulatność artysty z czasów „Strażników”, ale jako całość ilustracje Brytyjczyka prezentują się całkiem przyzwoicie. „Kingsman. Tajne służby” to chwilami zbyt „przefajnione” widowisko, zapewniające jednak całkiem niezłą rozrywkę: postacie są interesujące, opowieść potrafi pozytywnie zaskoczyć (nawet zaszokować), a dialogi – zadziwić swoją błyskotliwością. Millar ma na koncie bardziej udane komiksy, ale ma też sporo gorszych – „Kingsman” należy do lepszej kategorii. Nie mam szczególnej ochoty i potrzeby wracać do lektury, ale czasu z nią spędzonego nie uważam w żadnym wypadku za stracony.
Mark Millar, Dave Gibbons: „Kingsman. Tajne służby” („The Secret Service: Kingsman”). Tłumaczenie: Robert Lipski. Wydawnictwo Mucha Comics. Warszawa 2017.