ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (371) / 2019

Agnieszka Piela,

TEMAT RZEKA..., CZYLI W GĄSZCZU JĘZYKOWYCH ROZTEREK POLAKÓW (MACIEJ MALINOWSKI: 'JĘZYK NIEGIĘTKI')

A A A
O tym, że wachlarz językowych rozterek użytkowników współczesnej polszczyzny jest rzeczywiście szeroki, przekonuje nas zupełnie nowa na rynku księgarskim, bo wydana na początku 2019 roku nakładem Wydawnictwa Naukowego „Śląsk” w Katowicach, dwutomowa książka Macieja Malinowskiego „Język niegiętki. Szkice o polszczyźnie (refleksje po dwóch dekadach XXI stulecia)”. Dowodem niech będą wybrane losowo z omawianej publikacji zapytania Polaków o najrozmaitsze sprawy językowe:

Dlaczego „atencyjne” dziewczyny przyciągają wzrok młodzieńców, a „atencyjni” mężczyźni zachowują się nierzadko w sposób daleki od przyzwoitości?

– Co Pan sądzi o słowie „absmak” używanym ostatnio przez polityków?

– Czy rzeczywiście słowo „awantażowanie” jest już całkowicie zapomniane?

– Jak to się stało, że na kobietę posła mówi się „posłanka”?

– Czy poprawny jest zwrot „wypłacać pieniądze z bankomatu”?

– Czy podziela Pan moje przerażenie z powodu dzikiego rozpowszechnienia słowa „zadziać się”?

– Czy może Pan wyjaśnić, dlaczego musi być „durszlak”?

– Czy zetknął się Pan kiedyś ze słowem „biurwa”?

– Który zwrot jest poprawny: „chodzić na czworakach” czy „chodzić na czworaka”?

– Co to jest ten „pantałyk”?

– Proszę o jednoznaczną opinię, czy należy tolerować zwrot „dlaczego się spaźniasz”?

– Czy mogę prosić o wyjaśnienie, dlaczego mówi się „kupować kota w worku”?

– Czy może Pan wytknąć niektórym politykom z pierwszych stron gazet (…) mówienie „wzięłem”, „zaczęłem”?

– Czy to prawda, że tak popularne dzisiaj słowo „smog” chciano pół wieku temu zastąpić określeniem „dymgła”?

– Spieramy się w gronie pracowników naukowych, jak należy pisać: „słowa-klucze” (z łącznikiem) czy „słowa klucze” jako dwa oddzielne wyrazy?

– Czy jesteśmy narodem baranów beczących „eeeeee”, „yyyeee” lub „eeeyyy” przed każdym wypowiadanym słowem?

To zaledwie wycinek nurtujących nasze społeczeństwo problemów językowych, które wyłuszczył autor na stronach swojej najnowszej książki. Miłośnikom ojczystej mowy Macieja Malinowskiego przedstawiać nie trzeba. Wszak językoznawca, związany z Instytutem Filologii Polskiej Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, od kilkunastu lat popularyzuje wiedzę o języku polskim. Czytelnikom, którzy jeszcze nie mieli z jakichś względów styczności z dokonaniami lingwisty, warto przybliżyć pokrótce główne obszary jego zainteresowań. Specjalizuje się w zagadnieniach dotyczących ortografii i interpunkcji (Mistrz Ortografii Polskiej w 1990 roku) oraz poprawności i kultury języka (ekspert w Poradni Językowej PWN). Jest też rozpoznawalnym blogerem językowym. Prowadzony przez niego od 2002 roku blog o poprawnej polszczyźnie „Obcy język polski” (www.obcyjezykpolski.pl) do dziś służy Polakom „(…) miewającym czasem olbrzymie kłopoty z poprawnym mówieniem i pisaniem”. Badacz ma w swoim dorobku naukowym kilka książek, por.: „(…) boby było lepiej. Mistrz polskiej ortografii pokazuje, jak trudna jest polszczyzna, i namawia językoznawców do… zmian w pisowni” (Kraków 2002), „Ortografia polska. Kodyfikacja, reformy i zmiany pisowni (1830-2010) oraz jej recepcja” (Kraków 2018), „Polszczyzna. O większą poprawność językową tekstów prawniczych i nie tylko” (Kraków 2018). Jednak na rynku czytelniczym najbardziej znane są dwa dzieła Malinowskiego z zakresu poprawności językowej, tj. „Obcy język polski” (Łódź 2003) oraz „Co z tą polszczyzną” (Kraków 2007). „Język niegiętki…” jest kontynuacją tych poczytnych pozycji książkowych.

Charakteryzowana publikacja to pokłosie wieloletniej współpracy językoznawcy z ogólnopolskim tygodnikiem „Angora”. Maciej Malinowski niemal od dwóch dekad na łamach czasopisma udziela fachowych porad językowych, prowadząc rubrykę zatytułowaną „Obcy język polski”. Inspiracją do napisania kolejnej książki stały się kierowane do niego za pośrednictwem redakcji w Łodzi listy tradycyjne i elektroniczne z prośbą o wyjaśnienie lub rozstrzygnięcie rozmaitych kwestii językowych. Zbiór kilkuset szkiców zamieszczonych w „Języku niegiętkim…” można więc traktować jako swoisty ukłon w stronę wiernego grona odbiorców „angorowego” cyklu poprawnościowego. W rzeczywistości książka ma znacznie szerszy krąg adresatów – przeznaczona jest dla wszystkich amatorów polszczyzny, szczególnie dla osób, które przywiązują wagę zarówno do pięknego wysławiania się, jak i bezbłędnego pisania w ojczystym języku.

Mocno trzeba podkreślić, że zakres poruszanych w rozprawie zagadnień jest rozległy, same zaś zagadnienia są wielostronne, heterogeniczne. Stąd w tytule niniejszego omówienia znalazł się frazeologizm temat rzeka ‘temat o bardzo szerokim zakresie, mający wiele wątków, o którym można bez końca dyskutować’ oraz rzeczownik gąszcz ‘nagromadzenie w jednym miejscu czegoś; ogrom’. Jestem przekonana, że skupienie w jednym opracowaniu najbardziej newralgicznych uchybień językowych pozwala lepiej dostrzec aktualne kłopoty użytkowników języka. Poza tym daje możliwość wychwycenia seryjnie popełnianych przez Polaków błędów. Obszerny, bo liczący według szacunków językoznawcy ponad 360 tekstów, materiał językowy został poklasyfikowany i ułożony w następujących rozdziałach: „I: Zagadnienia semantyczne (znaczenie, pochodzenie, historia wyrazów)”, „II: Fleksja, składnia, stylistyka”, „III: Frazeologia”, „IV: Imiona, nazwiska, nazwy miejscowe”, „V: Fonetyka, ortografia, varia”. Ta liczba oczywiście nie przekłada się na liczbę opracowywanych w pracy jednostek języka – tych jest znacznie więcej. Zdarza się przecież, że jedno charakteryzowane zagadnienie mieści kilka różnych wyrazów, np.: maszkary, maskarady, reduty (T. I, s. 224), oryginalny, cyjanek, firmament (T. I, s. 249), ekscelencja, eminencja, magnificencja (T. I, s. 272), butonierka, brustasza, poszetka (T. II, s. 105), czy współfunkcjonujących formacji słowotwórczych, np.: działkowiec, działkowicz (T. I, s. 395), metropolitalny, metropolitarny (T. I, s. 388). Co więcej, autor nie ogranicza się do charakterystyki wyspecyfikowanych w tytułach szkiców słów i wyrażeń, ale podaje inne, analogiczne formy, starając się tym samym głębiej wniknąć w podejmowany temat (np. metropolitalny, metropolitarny oraz dokumentalny, dokumentarny). Dodam, że wykaz wszystkich leksemów i połączeń wyrazowych wymienianych w książce znajduje się w zamieszczonym do obu tomów indeksie słów.

Najobszerniejszy w publikacji jest rozdział poświęcony semantyce, etymologii i historii wyrazów – obejmuje on cały tom pierwszy i część drugiego. Autor opisał w nim losy ponad 230 jednostek leksykalnych (celowo piszę o jednostkach leksykalnych, ponieważ znalazły się tu nieliczne wyrażenia, głównie o charakterze terminologicznym, np.: rzut rożny, rzut karny, rzut wolny; cukier wanilinowy; pierogi ruskie, szwedzki stół). Nie sposób odnieść się do wszystkich opisywanych w tej części pracy zjawisk językowych, dlatego dalej ustosunkuję się tylko do wybranych przykładów. Szczególnie bliskie są mi wywody historycznojęzykowe. Nic zatem dziwnego, że w pierwszej kolejności zwróciłam uwagę na leksemy, które wymagają historycznego uzasadnienia. Zwłaszcza że wychodzę z założenia, iż niektórych zjawisk współczesnego języka polskiego nie sposób wytłumaczyć bez odwołania się do przeszłości. Przyznać należy, że autor jest świetnie zorientowany w „archeologii” słów. Szczegółowo tłumaczy pochodzenie wyrazu bezlik w polszczyźnie, przestrzega przed myleniem rzeczownika oczepiny z formą odczepiny, objaśnia pierwotną semantykę przymiotnika spolegliwy, wyłuszcza, dlaczego mówimy dziś sumienie, a nie sumnienie, pokazuje w perspektywie historycznej losy wyrazu szwank. I choć fundament dla analiz językoznawczych stanowią różne źródła mieszczące dzisiejszą i starą warstwę leksykalną polszczyzny (np.: „Uniwersalny słownik języka polskiego” pod red. S. Dubisz, „Praktyczny słownik współczesnej polszczyzny” pod red. H. Zgółkowej, „Słownik języka polskiego” Samuela Bogusława Lindego, tzw. „Słownik wileński”, tzw. „Słownik warszawski”, „Słownik etymologiczny języka polskiego” A. Brücknera, „Etymologiczny słownik języka polskiego” A. Bańkowskiego, „Wielki słownik etymologiczno-historyczny języka polskiego” K. Długosz-Kurczabowej), to badacz sprawdza też funkcjonowanie wielu wyrazów w przestrzeni internetowej (por. zamieszczoną w obu tomach Netografię, T. I, s. 434-438, T. II, s. 434-442). Dobrze wymienić w tym miejscu jeszcze inne przykłady mieszczące się w tej części publikacji: aczkolwiek, ambicjoner, biurwa, czamarka, drzewce, inteligentne (urządzenie), jarmark, jegomość, kalendarz, kolęda, metka, mężczyzna, niedoczas, piernik, pisemność, polec, prząśniczka, resentyment, sale, sedes, selfie, smog, tudzież, zadziać się, ubogacać, zaranie.

W kolejnym rozdziale Mistrz polskiej ortografii dotyka problemów poprawności fleksyjnej, składniowej i stylistycznej. Drugą część książki, liczącą 56 szkiców, otwiera tekst o wciąż kłopotliwym dla Polaków leksemie cudzysłów. Mimo że na temat poprawności tego wyrazu wypowiadało się już wielu językoznawców, to większość użytkowników języka nadal łamie sobie język przy jego odmianie, a wystarczy – jak pisze autor – trochę pomyśleć… By pomóc czytelnikom, podaje właściwą odmianę objaśnianego rzeczownika z adnotacją: „do nauczenia się na pamięć, jeśli się nie wie” (T. II, s. 122). Nie wnikając w szczegóły, wymienię jeszcze inne jednostki języka opatrzone odautorskim komentarzem poprawnościowym w tej części pracy: postacie, postaci; włączyć – włączać; śmiali się; odnośnie do czegoś; przy pomocy, za pomocą; proszę pani; mleć, mielić; kisiel; dzień dzisiejszy; dwiema lub dwoma; „Wawel”, „Wawelu”; sofa, ale puf; w ręku; półtora. Rozdział drugi finalizują rozważania o leksemie show. Odmiana tego rzeczownika, por. show, showu, showem, Malinowskiego nie razi, zwłaszcza że ma oparcie w formach zależnych nazwiska Shaw (por. Bernard Shaw – irlandzki dramaturg). Jakie będą losy omawianego słowa w polszczyźnie? Trudno teraz odpowiedzieć. Czas pokaże, czy zostanie usankcjonowana zarówno jego odmiana, spolszczona wersja (por. szoł), jak i dwurodzajowość (por. ten szoł, to szoł). Podsumowując: wszystkie zgromadzone w tej części teksty dowodzą, że u progu XXI wieku Polacy miewają kłopoty z odmianą słów niedawno zapożyczonych, ale i takich, które zostały już wcześniej zaadaptowane do wymogów polskiej fleksji. Problemem bywa jeszcze rodzaj gramatyczny wyrazów oraz ich łączliwość leksykalna.

W kręgu językowych rozterek Polaków istotne miejsce zajmuje frazeologia. Zagadnieniom frazeologicznym poświęcony został trzeci rozdział publikacji. Można się było spodziewać, że najbardziej kłopotliwe dla użytkowników języka są związki, które zawierają w swoim składzie archaiczny leksem, np.: kaduk (prawem kaduka), kułak (śmiać się w kułak), perduta (jajka na perdutę), pantałyk (zbić z pantałyku). Ciekawość wzbudzają także frazeologizmy, które ilustrują dawne realia czy minione obyczaje, np.: Wart Pac pałaca, a pałac Paca; Pisz na Berdyczów; wypić strzemiennego; trzymać kciuki. Nie dziwi więc, że duże partie książki poświęcone zostały właśnie wywodom etymologicznym. Autor wyjaśnia pochodzenie m.in. takich połączeń jak: Słowo się rzekło, kobyłka (kobyła) u płota (u płotu); ruski miesiąc; kupować kota w worku; babie lato; austriackie gadanie. Językoznawca rozwiązuje też kwestie semantyki frazeologizmów. Zauważa, że częstym uchybieniem jest używanie utartych połączeń w błędnym znaczeniu, np.: Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki; nomen omen; pyrrusowe zwycięstwo. Poza tym tłumaczy przyczyny transformacji leksykalnych czy fleksyjnych w składzie frazeologizmów. Przykładem niech będzie żartobliwe porównanie czegoś jest jak mrówków.

Najkrótszy w „Języku niegiętkim…” jest rozdział poświęcony nazwom własnym. Mieści on 8 szkiców i dotyczy poprawności w zakresie odmiany imion (por. Bruno, Iwo, Leo), nazwisk (por. Farna, Piłsudski), nazw miejscowych (por. w Wiedniu, Bydgoszcz, Pjongczang), nazw mieszkańców (por. Moskwianin) oraz nazewnictwa ulic (por. ulica Św. Marcin). Można sądzić, iż niejeden użytkownik języka polskiego po przeczytaniu tej części książki zweryfikuje swoje dotychczasowe poglądy w zakresie poprawności nazw własnych.

Książkę wieńczy rozdział o zasadach normatywnych w fonetyce i ortografii (w sumie 25 szkiców). Oto niektóre zagadnienia poprawnościowe tu poruszane: wymowa nazw własnych i pospolitych (np. Westerplatte, Wilson, boisko), akcent wyrazowy (np. mechanik, nauka, prezydent), pisownia małą i wielką literą (np. dzwon Zygmunt), pisownia z łącznikiem / bez łącznika (np. słowa klucze), używanie w mowie słów natrętów (np. jakby), problem pauzy wypełnionej (np. eeeeee, yyyyyy, aaaaam…).

„Język niegiętki…” z pewnością edukuje, bo uczy sprawności językowej, uczula na błędy językowe, dostarcza też wiedzy o dziedzictwie kulturowym naszych przodków. Autor wiele miejsca poświęca właśnie zagadnieniom kulturowym, ubarwiając swoje rozważania rozlicznymi anegdotami, przypowieściami, legendami, cytatami pochodzącymi z klasyki literatury polskiej (np. J. Słowacki, A. Mickiewicz, H. Sienkiewicz, S. Żeromski), dzieł filozoficznych (T. Kotarbiński) czy wypowiedziami polityków, dziennikarzy (B. Komorowski, J. Kaczyński, T. Lis, H. Urbański).

Zmierzając do końca, podzielę się pewną wątpliwością – chodzi o rozmieszczenie materiału leksykalno-frazeologicznego w publikacji. Miałam obiekcje, czy dany szkic aby na pewno znajduje się we właściwym miejscu książki, zwłaszcza że autor we wstępnych rozważaniach nie podał klucza, według którego rozmieszczał teksty. Mowa między innymi o szkicach zatytułowanych: „Warszawa”, „Krzyżacy”, „Whisky, whiskey”, „Plastik, plastyk”, „Szwedzki stół”. Wszystkie figurują w rozdziale „I: Zagadnienia semantyczne” (znaczenie, pochodzenie, historia wyrazów), ale jestem przekonana, że równie dobrze mogłyby zostać włączone do innych części pracy. Tekst „Warszawa” pasuje do rozdziału „IV: Imiona, nazwiska, nazwy miejscowe” (Warszawa – nazwa miejscowa), szkic „Krzyżacy” – do rozdziału „V: Fonetyka, ortografia, varia” (zapis ortograficzny nazwy własnej, pisownia małą czy wielką literą: Krzyżacy / krzyżacy, Zakon Krzyżacki / zakon krzyżacki), dwa kolejne artykuły, tj. „Whisky, whiskey” i „Plastik, plastyk” można usytuować też w rozdziale „V: Fonetyka, ortografia, varia” (zróżnicowanie pisowni wyrazów), natomiast „Szwedzki stół” z powodzeniem można włączyć do części „III: Frazeologia” (utarte wyrażenie o charakterze terminologicznym). Podobne wątpliwości miałam wobec lokalizacji innych jeszcze szkiców. Wydaje się, że brak ostrych granic w układzie materiału wynika z bogactwa podejmowanych w książce wątków. Stąd potrzebne były arbitralne decyzje.

I jeszcze jedno spostrzeżenie. Uważny czytelnik nie przeoczy faktu, że w „Języku niegiętkim…” dwukrotnie pojawia się charakterystyka leksemu spolegliwy (por. T. I, s. 279-281, T. II, s. 102-105). Dzięki temu odbiorcy na pewno zapamiętają jego etymologię, wszak powtarzanie tylko ugruntowuje wiedzę.

Reasumując: obok książki Macieja Malinowskiego nie można przejść obojętnie. Każdy miłośnik dawnej i współczesnej polszczyzny powinien znaleźć miejsce dla tej publikacji w swojej biblioteczce. Odpowiadając na pytanie: „Dlaczego warto mieć tę pozycję książkową?”, mogłabym się zbytnio rozpisać i te argumenty mnożyć a mnożyć. Z tego względu podsumowanie będzie krótkie. Kończąc, odwołam się do myśli Witolda Doroszewskiego, która bezustannie towarzyszyła mi podczas lektury, a mianowicie: „Interesowanie się językiem to interesowanie się człowiekiem mówiącym” (Doroszewski 1982: 412). Na każdej stronie „Języka niegiętkiego…” Maciej Malinowski potwierdzał jej aktualność.

LITERATURA:

Doroszewski W.: „Język, myślenie, działanie. Rozważania językoznawcy”. Warszawa 1982.
Maciej Malinowski: „Język niegiętki. Szkice o polszczyźnie (refleksje po dwóch dekadach XXI stulecia)”. T. I –II. Wydawnictwo Naukowe „Śląsk”. Katowice 2019.