ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 listopada 21 (429) / 2021

Sylwia Zazulak,

TIME TO SAY GOODBYE ('NIE CZAS UMIERAĆ')

A A A
W całej historii sagi o agencie 007 nie ma drugiego takiego Bonda, jakim był ten w wykonaniu Daniela Craiga. Na przestrzeni pięciu filmów stworzono jego spójny, klarowny i wyjątkowo pogłębiony obraz, który niewątpliwie na stałe zmienił oblicze filmowego szpiega MI6. Po fenomenalnym „Casino Royale”, nieudanym „Quantum of Solace”, poruszającym i rewelacyjnym „Skyfall” oraz przeciętnym, ale bardzo zakorzenionym w bondowskim świecie „Spectre” przyszła pora na zwieńczenie tej epickiej opowieści w postaci „Nie czas umierać”, które jest tworem czerpiącym z wielu źródeł, jednocześnie redefiniującym wszystko, co o Bondzie Daniela Craiga dowiedzieliśmy się w ostatnich piętnastu latach.

Najnowszą odsłonę z 007 w roli głównej nie sposób oceniać jednowymiarowo. Film ten ściśle wiąże się z całą opowieścią nakreśloną widzowi od pierwszego występu Craiga, odwołując się do Bondowskich tradycji i jednocześnie przełamując wiele z nich. Nie do pominięcia staje się także absolutnie pierwotna planowana premiera – listopad 2019 (zob. Sharf 2018) – oraz data ostateczna, zdeterminowana przez pandemię. Tak wiele czynników składających się na odbiór dzieła Cary’ego Fukunagi sprawia, że każdy kolejny aspekt „Nie czas umierać” analizuje się dwukrotnie – raz jako autonomiczną opowieść i drugi – jako element w układzie naczyń połączonych. Tak się składa, że najnowsza ekranowa odsłona Jamesa Bonda okazuje się filmem poprawnym w obydwu kategoriach oceny, jednak w każdej wpływ na to mają inne czynniki.

Sytuując „Nie czas umierać” na tle poprzedników, dostrzega się przede wszystkim drobny chaos i absurd fabularny. Powodem jest zapewne niepotrzebny powrót Craiga do roli 007, który po odejściu na emeryturę w zakończeniu „Spectre” powinien na niej dożywotnio pozostać. Szybko nadbudowywany scenariusz na dalsze losy (na dodatek przez kilku różnych scenarzystów, co również ma swoje odbicie w historii) piętnem odbił się na całej opowieści. Mimo silnej próby wplecenia „Nie czas umierać” w solidną całość opowieści, trudno uwierzyć w zastosowane ku temu zabiegi. Struktura filmu zaczyna momentami niebezpiecznie ocierać się o przeciętny melodramat, szczególnie w wątku z miłością Bonda – Madeleine. Zaprezentowane w ekspozycji bezpośrednie dalsze losy ekranowej pary budują nadzieję na wysublimowane studium psychologiczne zniszczonego wojskową i szpiegowską przeszłością 007. To, chociaż częściowo spełnione u Fukunagi, nie umywa się do prawdziwego pogłębienia postaci, jakie ukazał w „Skyfall” Sam Mendes. W „Nie czas umierać” wykorzystano raczej kliszowe chwyty znane z nieszczęśliwych romansów (jak rozstanie w następstwie zdrady czy tajemnicę kładącą się cieniem na relacji) niż przemyślane (i godne!) Craigowskiego Jamesa Bonda zabiegi narracyjne. Animuszu nie dodaje także oklepany i przewidywalny finał, który mimo wyjątkowości dla całej Bondowej sagi, trąci banałem, stając się niechlubną wisienką na torcie wszystkich pisanych na kolanie wątków.

Drugim głównym punktem tworzącym silny zgrzyt jest postać Lyutsifera Safina, który poza (jak domniemam na podstawie pięknej, aczkolwiek nieprzemyślanej fabularnie retrospekcji) potencjalną nieśmiertelnością nie dysponuje jakąkolwiek inną cechą charakterystyczną. Umieszczenie go w roli szefa wszystkich szefów – ponownie, jak z romansem z Madeleine, poprzez stworzenie jego wątku trochę „na odczepnego” – staje się nie do kupienia w perspektywie czterech wcześniejszych odsłon Caigowskiego Jamesa Bonda. Nie tylko brak mu osobowości (chyba że nazwie się kukiełkową bezbarwność typem charakteru), lecz także spójności w zachowaniu. Z jednej strony próbuje pogrywać sobie z Bondem niczym nieudanie ekscentryczny psychopata, z drugiej – nie robi kompletnie nic, aby udowodnić swoją wyższość nad głównym bohaterem. Nie ratuje tego przeciętna gra Ramiego Maleka, który poza kompletnie papierowymi fragmentami momentami przypomina karykaturalne połączenie Mendesowskich antagonistów: Blofelda („Spectre”) oraz Silvy („Skyfall”).

Chociaż te silne fabularne wady zaburzają odbiór dwudziestej piątej odsłony przygód 007, nie można zaprzeczyć, że „Nie czas umierać” jest wizualnym widowiskiem. Przepiękne zdjęcia, które ratują między innymi retrospekcję Madeleine z pierwszego spotkania z Safinem przed kompletną klęską, pozwalają niekiedy zapomnieć o wszelkich brakach scenariuszowych i zwyczajnie cieszyć się obrazem oraz pracą kamery. To bardzo ważne w przypadku trwającej niemal trzy godziny, pełnej niedociągnięć historii. Na uwagę zasługują także dwa, nieco oderwane od ekranowej rzeczywistości przerywniki – doskonały występ Any de Armas, która aż prosi się o swój solowy występ w spin-offie, oraz scena hucznych (i niespodziewanych) urodzin Blofelda, równie szalona, jak sam bohater (dość powiedzieć, że sam solenizant gościł na niej zza krat jako oko). Oba te eskapistyczne i swobodnie zaplątane w fabułę punkty na scenariuszowej mapie „Nie czas umierać” nie pozwalają na kompletne rozczarowanie seansem i mimo stylistycznego oderwania od reszty filmy, zaskakująco do niego pasują. Podejmując próbę przełamania nużącego i przytłaczającego melodramatyzmu całej opowieści, swobodnie sięgają do korzeni Bondowskiej sagi, gdzie nieco oderwane od rzeczywistości zagrania były na porządku dziennym.

Mam nadzieję, że „Nie czas umierać”, żegnając Daniela Craiga w roli Jamesa Bonda, pożegna także dramaturgiczne narracje serwowane fanom agenta 007 od czasu „Casino Royale”. Gdyby film ten rzeczywiście pojawił się na wielkim ekranie w 2019, powiedziałabym, że doskonale wpasowuje się w ówczesną nostalgię i autotematyzm kina, fantastycznie czerpiąc ze swoich podwalin. Jednak po dwóch latach, w tym półtorarocznym faktycznym opóźnieniu ze względu na COVID-19, stał się trochę historią „na odczepnego”, pobieżnie kończącą już i tak usilnie nadpisywane wątki. Spójna opowieść o życiu tego konkretnego agenta MI6 na pewno pozostawi za sobą ślad dla kolejnego wcielenia 007, który – na co bardzo liczę – tym razem zaskoczy nas nieco większym wyluzowaniem, naturalną szarmanckością, a być może nawet szczyptą humoru.

LITERATURA:

Sharf Z. [2018]: „Bond 25 Director Confirmed as Danny Boyle, Production With Daniel Craig Begins December 2018. https://www.indiewire.com/2018/05/bond-25-director-confirmed-danny-boyle-production-date-1201897905/”.
„Nie czas umierać” („No Time to Die”). Reżyseria: Cary Joji Fukunaga. Scenariusz: Neal Purvis, Robert Wade, Phoebe Waller-Bridge, Cary Joji Fukunaga. Obsada: Daniel Craig, Léa Seydoux, Rami Malek, Lashana Lynch, Ralph Fiennes. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania 2021, 163 min.