ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (401) / 2020

Michał Kazimierczuk,

FILOZOF, POLITYCZNOŚĆ JUTRA I EPIDEMIA W EUROPIE (IWAN KRASTEW: 'NADESZŁO JUTRO. JAK PANDEMIA ZMIENIA EUROPĘ')

A A A
Nad Europą – a raczej w poprzek jej transgranicznych łączy, wzmacnianych satelitarnymi sygnałami i podwodnym okablowaniem globu – wraz z epidemią przetacza się koronawirusowa dysputa filozoficzna. Głos zabrali już najwięksi i, jak można było się w przeważającej mierze spodziewać, każdego z myślicieli zabierających się do komentarza zjawisko epidemii ugruntowało w dawno zajmowanych pozycjach teoretycznych. Ktoś ironicznie mógłby rzec, że utarte szlaki filozofów okazały się w znacznej mierze bardziej odporne na działanie zarazy, niż można było się tego spodziewać. Niemal każdy uczestnik wirusowej debaty, mimowolnie przywołując Talebową figurę czarnego łabędzia, podnosił problem przypadku i kruchości w nowoczesności, tego autokrytycznego reżimu immanencji, w którym jeszcze nie tak dawno liczne apele o wybudzenie się ze snu o „końcu historii” traktowane były jako ideowy obskurantyzm, a ich posłańców uznawana za ostatnich niedostosowanych.

Wierny ideom postoświeceniowym Jürgen Habermas (2020) w reakcji na problem wirusa i polityczności sięgnął po nadwyrężony koncept rozumu komunikacyjnego, Giorgio Agamben (2020) z kolei powrócił z impetem nieznającym litości do swojego słynnego konceptu „nagiego życia” z pracy „Homo Sacer”, rozdając na lewo i prawo ciosy włoskiemu społeczeństwu i współczesnej kondycji biopolitycznej, oskarżając ludzi o poświęcenie wolności na rzecz kultu bezpieczeństwa. Na czele polemik z tezami Agambena wysunęli się jego rodak, Roberto Esposito (2020), i słynny z ironicznego zamiłowania do popkultury Slavoj Žižek (2020). O ile pierwszy oskarżył Agambenowską absolutyzację konceptu nagiego życia o jednowymiarowość i prześlepianie wystąpienia licznych aktów heroicznych w społeczeństwie włoskim, które nie pozwalają bezkrytycznie stwierdzać, że ostatnim bogiem ludzi Zachodu jest „nagie życie”, o tyle Słoweniec wziął w obronę przede wszystkim biopolityczną rolę organizmów politycznych, apelując o wyczucie na niuans i konieczność istnienia politycznych zapośredniczeń. Wydaje się, że w gąszczu rosnących polemik, apeli i ironicznych przytyków dyskusja o epidemii wytraciła swój pierwotny impet, który zawdzięczała doświadczeniu szoku na pierwszym etapie rozprzestrzeniania się wirusa. Kryzys ujmowany od strony twórczej nie jest oczywiście jedynie niszczycielski i chyba każdy krytyczny uczestnik żeglugi pod banderą historii zdaje sobie doskonale z tego sprawę. Nie trzeba czytać opasłych rozpraw Hansa Blumenberga, śledzić historii pojęć Reinharta Kosellecka czy wracać z impetem do koncepcji Heglowskich – dialektyki ducha i problemu podmiotowości, aby zrozumieć, że powtarzane dziś jak mantra hasło: „świat po epidemii nie będzie już taki sam” powinno zacząć dawać nam do myślenia.

Epidemia SARS-CoV-2, podobnie jak inne podobne zjawiska, nie jest dobrym materiałem na sensacyjny film. Mało w nim byłoby wielkich zwrotów akcji, pokazów fajerwerków i scen zapierających dech w piersiach. Ujęty sam w sobie wirus, jako ślepa siła biologicznej reprodukcji, jest do bólu „nijaki” – parafrazując słynny list Michela Houellebecqa (2020). Wirus grypy hiszpanki, który pochłonął na początku poprzedniego stulecia prawdopodobnie więcej ofiar niż obydwie wojny światowe, to dobitny przykład mało efektownej, acz ogromnej destabilizacji ludzkiego świata. Niewidoczne, otwierające szeroko drzwi dla losowości i nieuzasadnionego cierpienia skrytego w podłożu natury wirusy nie zostawiają za sobą – mimo swych wielkich żniw – wielkich opowieści o stoczonych bataliach i sztandarach chwały. Trud wydarza się na zapleczach placówek medycznych, w sterylnych warunkach laboratoriów i w dojmującym przeżywaniu choroby. W tym sensie Iwan Krastew ma rację, gdy przywołując przykład grypy hiszpanki, zaznacza, że epidemiologiczne wydarzenia umykają naszej historycznej pamięci, gdyż nie wpasowują się – tak ja ma to miejsce w przypadku wojen – w dynamiczną narracyjną strukturę.

Epidemie stawiają świat na głowie, albo – jak sądzą niektórzy naiwni – w zagonionej nowoczesności przywracają na chwilę właściwą miarę rzeczy, rzekomo zrównując wszystkie klasy społeczne w sferze totalizmie zagrożenia. Oczywiście to ostatnie przekonanie to czysta farsa. O ile w warunkach przedepidemicznych zamożność lokowała się w możliwości luksusowej penetracji świata i komfortowej mobilności, o tyle w czasie zarazy zamożność mierzy się możliwością pozostania w izolacji, na którą nie może sobie pozwolić masa pracowników codziennie udająca się do pracy. To tylko jedna z wielu rzeczy dotyczących naszej psychospołecznej wyobraźni, które wraz z epidemia uległy przesunięciu. Nie od dziś wiadomo, że zarazy psują szyki utartym określeniom i nawykom myślowym – wczorajsi neoliberałowie odsądzający od czci i wiary pomysły znaczących ingerencji państwa w gospodarkę teraz nachalnie dopominają się o jeszcze większe regulacje i wzmocnienia ochrony obywateli ze strony polityczności. Europa sprzęgnięta strefami wolnego handlu i wielkimi pokładami mobilności ludzi, to imperialne dziecko globalizacji, pozamykała właśnie wewnętrzne granicę i z niepokojem spogląda w kierunku Południa, gdzie zapaść ekonomiczna i gorsze warunki sanitarne mogą dać w połączeniu istną bombę. Lecz daleko szukać nie musimy, spójrzmy tylko za naszą granicę wschodnią – wydająca się jeszcze pół roku temu nie do skruszenia dyktatura Łukaszenki właśnie trzęsie się w posadach. Gdyby uczciwie przyjrzeć się logice wydarzeń na Białorusi, to można by z powodzeniem bronić tezy, że obecny opór wobec sfałszowanych wyborów prezydenckich mógłby być o wiele mniejszy, gdyby nie fakt, że jednym z pierwszych kamyczków w lawinie nadwątlającej reżim była kpiarska reakcja na Covid-19 i niewydolność infrastruktury biopolitycznej białoruskiego państwa.

Razem z akcentami polityczno-ekonomicznymi w inną niż dotychczas stronę dryfują także stare pojęcia. Solidarność, kojarząca się nam z wielkim poruszeniem mas i wspólnym przeżywaniem, oznacza teraz odpowiedzialną izolację, unikanie kontaktu fizycznego i separację osób będących w grupie podejrzenia. Wszystko to właśnie wykonujemy w imię zredefiniowanej solidarności, bądź – mówiąc wprost – w ramach wspólnego przetrwania z ludzką twarzą panującej zarazy. Zdradą z kolei może być teraz nieproszony dotyk drugiego człowieka. Czasami może się to okazać za daleko posunięty gest zwykłej serdeczności, odruch z czasów sprzed epidemii. Pamiętajmy też, że ci z kolei, którzy zarazy przeżywali, nie byli już po prostu ludźmi żyjącymi w świecie – na zawsze stawali się ocaleńcami.

Wszyscy jak jeden mąż – filozofowie, ekonomiści, politolodzy, lekarze, pracownicy gastronomii, politycy czy konstruktorzy systemów naprowadzających dla NASA – znajdują się we wspólnej sferze niewiedzy, w połaci mącącej, niewzruszenie szarawej niepewności, którą w cyniczny sposób gospodarują liczne „paramedia”, napędzając raz to bezkrytyczny bunt wobec wszystkich epidemiologicznych regulacji, a innym razem podgrzewając okołopandemiczne absurdy, zakazując wyjścia do lasów. Prawdę mówiąc: nie wiemy, co przyniesie nam sama zaraza ani jakie reperkusje globalno-ekonomiczne pozostawi po sobie. Nie rozumiemy jeszcze dziś, co w praktyce oznaczałby proces deglobalizacji, który na dobre przemodeluje obecne stosunki międzynarodowe. Na czoło problemów wysuwa się stary zestaw nierozwiązanych traum, przemilczeń i kwestii niedokończonych – duże nierówności społeczne, potężne migracje ludności w kierunku bogatej Północy i zapaść globalnego Południa, zaostrzenie ceł na linii ekonomicznej batalii USA-Chiny i wynikające z tego faktu kruszenie się hegemonicznego ładu amerykańskiego, a także narastające problemy sanitarno-żywieniowe w biedniejszych regionach świata.

Gdy piszę te słowa, początkowy szok wywołany lockdownem zdążył już dawno przemienić się w otępienie i przejść do fazy buntu wobec regulacji, co kontrują próby szerszych racjonalizacji kontekstu. Epidemia zaś trwa w najlepsze, dzienne notowania zarażonych utrzymują się na dość wysokim poziomie, a szczepionka wciąż majaczy na bliżej nieokreślonym horyzoncie. Nasi lokalni politycy, stojąc dumnie na zdobytych powyborczych przyczółkach, zdążyli już zapomnieć o kuriozalnych psuedowyborach korespondencyjnych, z okazji których urzędujący premier zaklinał semantycznie moce wirusa, twierdząc, że czas wyborów to specyficzny interwał, kiedy zaraza jest w odwrocie. W tle największego w ostatnich dekadach kryzysu epidemiologicznego minister zdrowia poddał się do dymisji, a partyjni działacze w ministerstwie edukacji pragną wzniecać krucjatę przeciwko rzekomemu zagrożeniu ze strony mniejszości seksualnych. Patrząc na to wszystko z dystansu, możemy równie dobrze powiedzieć, że epidemia odpowiedzialności nie zdążyła wciąż z pełną siłą zarazić tych, którzy pociągają dziś za najważniejsze państwowe dźwignie decyzyjne.

Jeżeli kontynentalni filozofowie zdążyli już w znacznej mierze sytuację zagadać, to wciąż rzadko można spotkać wśród nich myśliciela, który w sposób szeroki rozważałby wizję postpandemicznego jutra. Iwan Krastew w swojej krótkiej książeczce „Nadeszło jutro. Jak pandemia zmienia Europę?” stara się skupić głównie na kwestii przyszłości Europy – i zaznaczam od razu, że do tej pory jest to w moim odczuciu najlepsza publikacja ze strony filozofa polityki poświęcona epidemiologicznej sytuacji. Co wyróżnia dziełko Krastewa spośród innych? Z pewnością nie rozmach, bowiem całą zawartość potraktować można jako zgrabnie napisany esej, w którym, pośród licznych danych i historycznych analogii, autor, pytając o reperkusje postepidemiczne dla Europy, za wszelką cenę stara się dać odpór pokusie profetyzmu. Choć samo śledzenie tak rozpiętego rozumowania daje wielką satysfakcję czytelniczą, to podejście Krastewa wyróżnia przede wszystkim próba szerszego potraktowania fenomenu epidemii, która zostaje wkomponowana w tło kryzysów ostatnich dwóch dekad.

Fundamentalną tezą tej pracy jest przekonanie, że Covid-19 najbardziej radykalny wpływ polityczny wywrze na Stary Kontynent, szczególnie na projekt Unii Europejskiej. Co ciekawe na tle pozostałych propozycji intelektualnych, filozof, nie skupiając się jedynie na biopolitycznym wymiarze pandemii, nie zamyka również swojej narracji w „moralizatorskim” wymiarze, czego mimo dobrych chęci i retorycznych gestów nie udało się ostatecznie uniknąć Žižkowi. Zdaniem Krastewa drogi dla przyszłości Wspólnoty Europejskiej są w sumie dwie, z czego jedna – przy dalszym trwaniu obecnego status quo – prowadzić będzie do rosnącej niestabilności i erupcji, druga zaś może być uzyskaniem jakiejś formy konsolidacji i strategicznej autonomii. Jednakże Krastew nie należy do grona pięknoduchów. Nie lekceważąc całej gamy dodatkowych czynników destabilizacji politycznej w postaci migracji, upadku Południa czy ekonomicznej bomby, cały czas uwrażliwia czytelnika na piętrzące się przed kolejnymi generacjami problemy, na które musi zrodzić się wyprzedzająca sieć propozycji i reform.

Choć ton eseju nie unosi się w rejony apokaliptyczne i nie zatrąca paniką, nie sposób nie odnieść wrażenia, że proponowana przez Krastewa trzeźwa ocena sytuacji nie napawa optymizmem. „Niedawny szokujący raport na temat USA wskazuje, że aż 52 procent ludzi przed 45. rokiem życia straciło pracę, zostało wysłanych na urlop lub też obcięto im z powodu pandemii godziny pracy. A przecież zalewie dziesięć lat temu w młodsze pokolenie na Zachodzie uderzyła wielka recesja. 40 procent młodych Włochów i połowa młodych pracowników hiszpańskich w połowie zeszłej dekady nie miała zatrudnienia. Badacze w USA zaczynają mówić wręcz o pokoleniu C, jak coronavirus. To ci wszyscy, których pandemia uformuje na przyszłość, niezależnie od tego, czy są dziś noworodkami, dziećmi, studentami, czy ludźmi próbującymi utrzymać się w swej pierwszej pracy. Niewykluczone, że pokolenie to spędzi znaczną część życia w warunkach katastrofalnej recesji” (s. 45).

Ponadto intelektualne zmagania Krastewa mają tę przewagę nad propozycjami wymienionego już parokrotnie Žižka, że o wiele bardziej starają się skupić na rysujących się zagrożeniach, bez zagadywania ich myśleniem życzeniowym poprzez odwoływanie się do infantylnych recept i teoretycznych konceptów. Weźmy przykład liberalnej demokracji, która jest w wyraźnych opałach już od blisko dekady. Zdaniem Krastewa liberalne demokracje mogą wyjść z tego kryzysu wzmocnione tylko pod warunkiem skutecznego działania instytucji, bowiem sam stan wyjątkowy nie jest jeszcze czymś zgoła destrukcyjnym. Jak pokazują przykłady z badań na temat jakości obsługi medycznej i ich skuteczności, to właśnie państwa z dużym zaufaniem do władz publicznych i ze sprawnie działającymi instytucjami wychodzą z pandemii zwycięsko. Nie oznacza to bynajmniej nic konkretnego poza tym, że nakładanie ograniczeń na obywateli przez krajowe rządy będzie akceptowane tylko w takiej mierze, w jakiej działania te będą odczytywane jako względnie skuteczne. Jeżeli zatem pomimo wprowadzonych regulacji liczba zakażeń zacznie wyraźnie galopować, to liberałowie znajdą się w sferze zgniotu pomiędzy dochodzącymi do głosu libertarianami a „adwokatami suwerenności”, którzy będą bezkrytycznie przyzwalali na jeszcze większe regulacje i restrykcje. A problem medyczny ma według Krastewa kilka warstw, z czego on, na co dzień żyjący w Wiedniu, lecz rdzenny obywatel Europy Wschodniej, doskonale zdaje sobie sprawę, gdy uwydatnia, że średnia wieku w usługach medycznych w rejonach biedniejszych wynosi obecnie ok. 49 lat. Nie muszę chyba mówić, że nie wróży to dobrze na przyszłość. Nikomu. Ani pracownikom szpitali, ani pacjentom. I można rzec, że dane te leżą na stole i od dekad wiedzą o tym wszyscy. I co? No właśnie… Przechodzimy zatem do ponurej konkluzji Krastewa.

„W przeciwieństwie do wojen – pisze Krastew – pandemie nie rzucają narodów przeciwko sobie. Inaczej niż migracje, nie powodują gwałtownego nacjonalizmu. W odróżnieniu od trzęsień ziemi czy fal tsunami – pandemie są globalne. Pandemia to taki kryzys, który pozwala ludzkości doświadczyć współzależności i bycia razem. Lokuje jej nadzieje w nauce i racjonalności. I dlatego nie tyle sama pandemia, ile raczej niezdolność światowych przywódców politycznych do uruchomienia zbiorowej reakcji na kryzys każe mi z pesymizmem patrzeć w przyszłość” (s. 81). Realnym zagrożeniem polityczności są zatem marazm, uśpienie, niejakie stany stagnacji i pozostawania w decyzyjnym zawieszeniu zbyt długo. W tej rzekomej przerwie dopala się właśnie retoryka liberalna, a odsuwane w nieokreśloną przyszłość debaty o międzynarodowej współpracy zastępuje walka o dominację imperialną między Państwem Środka a obfitującą w rozruchy uliczne gospodarką Stanów Zjednoczonych. Jeżeli wielka recesja z 2008 roku, kryzys uchodźczy i wojna z terroryzmem ukazały słabości projektu europejskiego, to obecna epidemia nie da Europie drugiej szansy. Choć w pierwszej fazie Covid-19 zaraził siłą rzeczy świat kosmopolityzmem, to w swej fazie drugiej, polegającej na odwrocie od globalizacji, może skierować nas w stronę reform i minimalizowania skutków społeczno-politycznych turbulencji. A takowe będą – tak jak w rządzeniu granicą jest linia wyobraźni, tak dziś wyobrazić możemy sobie już niemal wszystko. I chyba właśnie ten szczery moment braku bazowej orientacji na przyszłość powinien szczególnie wymóc na rządzących i instytucjach wzmożoną odpowiedzialność. Zdecydowanie polecam książkę Krastewa – szczególnie tym, którzy pragną poszerzać rozumienie i próbować wspierać to, co uratować trzeba.

LITERATURA:

Agamben G.: „Stan wyjątkowy wywołany nieuzasadnioną sytuacją kryzysową”. Przeł. Ł. Moll. https://www.praktykateoretyczna.pl/artykuly/stan-wyjatkowy-sytuacja-kryzysowa/.

Esposito R.: „Partie i wirus: biopolityka u władzy”. Przeł. Ł. Moll. https://www.praktykateoretyczna.pl/artykuly/partie-wirus-biopolityka-wladzy/.

Habermas J.: „Dans cette crise, il nous faut agir dans le savoir explicite de notre non-savoir”. „Le Monde”. 10 kwietnia 2020. https://www.lemonde.fr/idees/article/2020/04/10/jurgen-habermas-dans-cette-crise-il-nous-faut-agir-dans-le-savoir-explicite-de-notre-non-savoir_6036178_3232.html.

Sawala W.: „Biopolityczne uwikłania stanu pandemii. Agambenem przeciw Agambenowi. https://www.praktykateoretyczna.pl/artykuly/wojciech-sawala-biopolityczne-uwiklania-stanu-pandemii-agambenem-przeciw-agambenowi/.

Žižek S.: „Pandemia! COVID-19 trzęsie światem”. Przeł. J. Maksymowicz-Hamann. Warszawa 2020.
Iwan Krastew: „Nadeszło jutro. Jak Pandemia zmienia Europę”. Przeł. Michał Sutowski. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2020.